czwartek, 25 lipca 2013

CISZA PRZYJACIELU, ROZDZIELA BARDZIEJ NIŻ PRZESTRZEŃ. CISZA PRZYJACIELU NIE PRZYNOSI SŁÓW, CISZA ZABIJA NAWET MYŚLI



WSPOMNIENIE SZÓSTE
CZĘŚĆ DRUGA


- Zibi gotujesz lepiej niż moja żona – Igła oblizywał się i poklepywał po brzuchu z miną najedzonego, grubego kota.
- Lepiej żeby Iwonka tego nie słyszała, bo zyskam kolejne dziecko i kolejną gębę do wykarmienia. – tęskniłem za przyjacielem przez te kilka miesięcy. Widywaliśmy się rzadko przez te dwa lata mojej gry za granicą, ale nigdy nie straciliśmy kontaktu. Miłosz i Zuzia spędzali wakacje u wujka Igły, a ja zawsze mogłem liczyć na jego pomoc.

- Wiesz, że twoje dzieci potrzebują matki? – no i się zaczęło. Od kilku miesięcy Krzysiek przy każdej rozmowie wraca do tego tematu.
- Wiem, ale nie będę robił niczego na siłę. Jak ty to sobie wyobrażasz? – niepotrzebnie się denerwuję, ale nie lubię, gdy ktoś zbyt mocno ingeruje w moje życie – po drugie nie jestem najlepszą partią w mieście z moim bagażem.
- Jakbyś, chociaż ściągnął obrączkę to już by było łatwiej. Myślę, że nie jedna poszłaby za tobą w ogień – przyjaciel aż poczerwieniał ze złości.
- Stary, jak mi ją założono tak będę w niej chodził! To nie jest takie proste. Ja mam troje małych dzieci, psa, dwa chomiki, papugę i złotą rybkę. Odkąd zdechł Bobek nie udało mi się namówić Miłosza na kolejnego yorka i mam czekoladową labradorkę, która niszczy wszystko na swojej drodze. Nie sądzę żeby znalazła się kobieta z tak pojemnym sercem. Związek ze mną to będzie zawsze bycie gdzieś daleko w hierarchii za dziećmi i ich potrzebami i z widmem zmarłej żony za plecami – trzęsą mi się ręce, gdy o tym mówię.
- Ale ty nawet nie próbujesz. Wiem z dobrych źródeł, że nie żyjesz w celibacie i spotykasz się z kobietami. Ile ich było? Ile się przewinęło przez twoje łóżko?. Żadna nie chciała zostać na dłużej? Myślisz, że nie krzywdzisz tych biednych dziewczyn? – wiem, że postępuję jak skurwiel skacząc z kwiatka na kwiatek, ale na chwilę obecną nie potrafię tego zmienić.

- Nie przyprowadzę żadnej do domu i nie przedstawię jej dzieciom, bo dobrze wiesz jak lgną do Iwonki i do każdej znajomej kobiety. Co jakby nam nie wyszło? Co bym im powiedział? Nie będę im mieszał w głowach nadmiarem ciotek. Dobrze nam we czwórkę – jestem coraz bardziej zdenerwowany, bo kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa jest coraz bardziej niebezpieczny dla Krzysztofa. – Poza tym, wcześniej czy później każda chce wziąć ślub, a ja przysięgałem raz i drugi raz tego nie zrobię. Większość chce mieć własne dzieci, a ja nie chcę i nie mogę ich mieć. Nie chcę ich mieć z inną kobietą. – zaczyna już podnosić głos, strasząc w ten sposób siedzącego pod stołem Patryka.
- Tatuś, tatuś – mały wdrapuje się na kanapę obok i przytula mnie w obronnym geście, posyłając jednocześnie Krzyśkowi wrogie spojrzenie zza śmiesznych okularków.
-Spokojnie synku. Idź się bawić, nic się nie dzieje mój rycerzu – całuję go w czółko, a on zadowolony wraca na swoje miejsce na dywanie. Ciągle jednak z obawą obraca się w naszym kierunku, chyba wyczuwa napiętą atmosferę między nami.
- Skąd wiesz, że nie zdecydowałbyś się na kolejne dziecko z odpowiednią kobietą. Kolejny maluszek nie byłby problemem – Igła nie odpuszcza i dalej stąpa po kruchym lodzie.
- Krzysiu ja nie mogę mieć dzieci! We Włoszech poddałem się zabiegowi wazektomii. Jestem bezpłodny – reakcja libero jest nad wyraz teatralna. Zakrywa dłonią usta, a drugą łapie się za krocze.
- Coś ty zrobił?
- Podwiązałem sobie nasieniowody. Żadnej z moich partnerek nie oszukuję i nie obiecują niczego, czego nie mógłbym spełnić. Wiedzą, ze z mojej strony mogą liczyć tylko na seks. Nic poza tym. – zdaję sobie sprawę jak to zabrzmiało, ale tak właśnie wygląda moja codzienność. Krzysia chyba pierwszy raz w życiu zatkało i to nie z powodu mojego życia intymnego.
- Ale, że dałeś sobie tam coś robić? Czy ty, no wiesz?
- Spokojnie, staje mi jak przeciętnemu trzydziestolatkowi, bez problemów i wstydu – rozładowuję troszkę atmosferę śmiejąc się z jego zdezorientowanej i zdegustowanej miny.

Mam ochotę zakończyć tą farsę, ale nie chcę znowu uciekać przed przyjaciółmi, nawet, jeśli są tak upierdliwi i wścibscy jak Ignaczak.  Im szybciej wytłumaczę mu, że nie jestem gotowy na nowy związek tym lepiej dla niego i dla mnie. Tak naprawdę nie jestem gotowy na nic! Ogarniam tylko dzieci i karierę. Reszta mojego życia to wegetacja od przypadku do przypadku, od chwili do chwili, od przelotnego romansu do przelotnego romansu. Zdaję sobie sprawę z tego, że Gosia nie byłaby zachwycona tym, co się zemną dzieje, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Ciągle jestem wściekły i rozżalony, że to spotkało właśnie mnie. Owszem mam wyrzuty sumienia spotykając się z coraz to innymi dziewczynami i perfidnie je wykorzystując.
- Te wszystkie kobiety, z którymi się spotykasz są kompletnymi przeciwieństwami Gośki. Cycate, chude blondyny, które mózgiem chyba nie grzeszą. Ty wcale nie chcesz się zakochać. Unikasz normalnych kobiet tylko spotykasz się z siksami dla chwili przyjemności. Mam nadzieję, że zaglądasz im w metryki zanim wsadzisz łapę w majtki – w myślach przyznaję mu rację, bo rzeczywiście starannie dobieram sobie kochanki. Muszą być sporo ode mnie młodsze. Takie, które w żaden sposób nie skojarzą mi się z nią.
- Chyba trochę chore by było gdybym sypiał z jej kopiami. To by już podchodziło pod obsesję. Zresztą poznałeś Gosię i wiesz, że ciężko o taką drugą. Wiesz, jaka była i w tej jej dziwności się zakochałem i nie zdążyłem się znudzić, nie zdążyłem sprawdzić czy zestarzeje się szybciej niż ja, co uporczywie powtarzała odmawiając mi randki, a potem ręki. Nie zdążyłem przeżyć naszego wspólnego życia. Ta strata mimo upływu dni, miesięcy i lat boli tak samo. Rana może i przestała krwawić, ale ból towarzyszy mi każdego dnia. Codziennie obawiam się czy wychowam nasze dzieci na porządnych ludzi, bo w chwili obecnej sam wzorem do naśladowania nie jestem.
- Ja wiem, że wielu rzeczy nie zdążyliście i wiem, że żadne słowa pocieszenia ci nie pomogą i wszelkie próby zrobienia tego wzmagają twoją złość, ale wiem też, że tak żyć nie można. Pamiętam, jaka była Gośka, bardziej nieprzewidywalna niż ty, bardziej denerwująca i tylko ją było ciężej lubić niż ciebie – Krzyś ma rację. Moja żona nie cieszyła się popularnością wśród moich kolegów i ich partnerek życiowych. W bliższe stosunki weszła jedynie z Iwonką. Nie chodziła na moje mecze, a jeśli już była to nie okazywała żadnych emocji. Potrafiła jednak wsiąść w samolot i polecieć za mną do Brazylii lub Japonii – ot tak na mój mecz, bo się stęskniła.
- To nie tak, ona po prostu żyła własnym życiem, a nie moim jak wiele partnerek sportowców. Podobnie jak twoja żona nie chciała być zależna ode mnie i chciała mieć alternatywę. Wspierała mnie w każdym momencie, ale nie udawała, że interesuje się siatkówką, po prostu była, obok gdy tego potrzebowałem. Pocieszała mnie, gdy przegrywałem i sprowadzała na ziemię, gdy odnosiłem sukcesy. Brakuje mi tego – opieram się plecami o kanapę i odchylam głowę bezsilnie wpatrując się w biały sufit Krzyśkowego salonu – Wiem, ze nie była lubiana, ale sam wiesz ile zyskiwała przy bliższym poznaniu. Nigdy nie zabiegała o niczyją sympatię ani zainteresowanie, była twardą businesswoman zarówno w pracy jak i życiu towarzyskim. Tylko w domu zrzucała tą maskę na rzecz wspaniałej kobiety, która dla mnie i dla dzieci potrafiła poświęcić wszystko.
- Sam początkowo miałem z nią problem i długo się zastanawiałem jak wy się dogadujecie. Dla postronnych była po prostu zadzierającą nosa, pewną siebie i chłodną kobietą. Ciężko się było do niej zbliżyć na tyle żeby poznać tą jej lepszą stronę, ale komu się to udało to nie żałował. Materiał na przyjaciółkę na całe życie – Igła z rozrzewnieniem wspominał jej trudny charakter i złożoną osobowość.
- Taka była do samego końca. Rozkleiła się tylko raz, tuż przed śmiercią. Jedyny raz głośno powiedziała, ze nie chce umierać. Poza tym była jak skała, aż miałem wyrzuty sumienia, że sam tak nie potrafiłem. Trząsłem się wiecznie jak osika na samą myśl, że życie mi się sypie i zostanę bez niej – stają mi łzy w oczach pierwszy raz od trzech lat. Odkąd zachorowała nie uroniłem ani jednej kropli, a teraz mam ochotę płakać. Zaciskam mocno powieki, żeby słone łzy nie wydostały się na zewnątrz i pociągam nosem. Chyba pierwszy raz nie czuję złości. W obecności Ignaczaka wszystko wydaje się odległe i łatwiejsze.

Nie zarejestrowałem momentu, gdy Patryk pojawił się koło mnie szczebiocząc swoim dziecinnym głosikiem.
- Tatusiu łezki ci lecą. Masz ziazi? – dotykał moich mokrych policzków, a ja zastanawiałem się jak wyczuł, że coś jest nie tak, bo przecież z takiej odległości nie mógł widzieć – Wujek coś niemiłego ci powiedział? Jak był niedobly, to ja go źbije!
- Nie synku. Tatuś jest szczęśliwy, bo ma takiego wspaniałego obrońcę jak ty. Duzi chłopcy też płaczą – czochram jego mięciutkie włoski uspokajając przejętego chłopca. Igła płakał ze śmiechu.
- Muszę uważać, bo masz bardzo wojownicze dziecko. Mogę na koniec kariery okupić spotkanie z nim ciężką kontuzją – Krzysiek śmiał się głośno klepiąc się po udach – Nie wytrzymam, to było piękne. Podpadłem na całej linii!
Mnie też poprawił się humor po tym wojowniczym wkroczeniu Patryka do akcji.

- Nie wiem czy to dobrze, że mój syn myśli, że tatuś potrzebuje obrońcy – patrzę z rozczuleniem na tego maluszka, który późno, bo późno, ale zawładnął moim sercem w całości. Krótką chwilę ciszy przerwał tupot stóp na schodach. Cztery zziajane osóbki wpadły do salony robiąc totalny zamęt.
- Tato, tato, wujku możemy iść do ogrodu? – krzyczeli jedno przez drugie, ubierając się w biegu.
- Idźcie, idźcie tylko nie wychodźcie za ogrodzenie – Igła z uśmiechem wypuszcza zgraję przez drzwi tarasowe.
- Miłosz weź Patryka ze sobą – proszę starszego syna, bo mały aż wyrywa się za resztą.
- Ale tato! Dlaczego ja? On będzie za mną łaził! – blondyn krzywi się i kręci nosem jakbym mu, co najmniej kazał czyścić publiczną toaletę.
- Bo ja ci karzę! Jak się pięć minut się z nim pobawisz to cię nie ubędzie, a mały będzie wniebowzięty. Masz go pilnować, a jak usłyszę, że mu dokuczasz to inaczej porozmawiamy – Miłosz potulnie łapie trzylatka za rączkę i wychodzi na zewnątrz. Nie lubię w ten sposób narzucać dzieciom swojej woli, ale czasami bez stanowczości się nie obejdzie.
- Kurczę Zbyszek, ale masz posłuch – Igła kręci głową – Myślałem raczej, że ich rozpieszczasz.
- Jakbym im na wszystko pozwalał, to by mi na głowę weszli. Wystarczy, że dziadkowie tańczą jak im dzieciaki zagrają. Ja od czasu do czasu muszę być tym złym. Nie narzekam, bo na razie jest dobrze, rzadko podnoszę głos – daję sobie sprawę, że niedługo Miłosz będzie nastolatkiem i przeraża mnie myśl, że będę musiał zmierzyć się z problemami dojrzewania. Jak sobie przypomnę rozmowę uświadamiającą z Miłoszkiem i to uczucie zażenowania, gdy rozmawiałem z nim o seksie i reakcjach jego ciała. Byłem chyba bardziej zestresowany niż on. Czeka mnie jeszcze pogadanka z Zuzką, a to będzie dużo trudniejsze. Nie jestem kobietą i o okresach, hormonach i podpaskach wiem tyle, co przeczytam.
- Radzisz sobie stary. Nawet lepiej niż wszyscy by się spodziewali – Krzyś przyjacielsko poklepuje mnie po plecach.


- Masz rację, postępowałeś bardzo źle sypiając, z kim popadnie. Jakby każdy tak reagował to nie byłoby dziewic na tym świecie – mówiła to z pretensją w głosie. Nawet po tylu latach czułem niesmak po tym ciemnym okresie w moim życiu.
- Wiem Gosiu, że zachowywałem się jak palant. Nie potrafiłem żadnej innej obdarzyć głębszym uczuciem i traktowałem seks instrumentalnie, choć doskonale wiedziałem jak smakuje seks z miłości i jak pustym doświadczeniem jest bez niej – nie jestem w stanie spojrzeć jej w oczy. Jest mi po prostu wstyd.
- Dawałeś sobie jednak radę z dziećmi, które nigdy nie odczuły z twojej strony braku wsparcia, czy miłości. Miałeś problemy wychowawcze jak każdy rodzic, ale pod tym względem jestem z ciebie dumna. – Gosia ściska moją rękę i głaszczę ją dając mi wsparcie w chwili refleksji nad tym, co minęło bezpowrotnie i nad błędami, których nie można naprawić.
- Kochałem i kocham nasze dzieci. To była jedyna rzecz, która mi po tobie została.
- Pamiętam jak zaszłam w ciążę z Zuzką, twoją reakcję i wszystkie te piękne chwile we wspólnym oczekiwaniu na dziecko. Chcesz to przeżyć jeszcze raz? – kiwam tylko głową, bo jestem podekscytowany tak jak wtedy, gdy miałem zostać ojcem. Z Miłoszem było inaczej, bo jak go adoptowaliśmy to miał blisko dwa latka, a tutaj miałem trzymać w ramionach kruszynkę, która będzie ode mnie zależna przez wiele, wiele lat…

Witam kochane!! Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze i zapraszam do czytania i komentowania kolejnego rozdziału. To pomaga!!

wtorek, 16 lipca 2013

PRZYJACIELE SĄ JAK CICHE ANIOŁY, KTÓRE PODNOSZĄ NAS, GDY NASZE SKRZYDŁA ZAPOMNIAŁY JAK LATAĆ



WSPOMNIENIE SZÓSTE
CZĘŚĆ PIERWSZA


- Ej tam z tyłu!! Spokój! Miłosz jesteś starszy, bądź mądrzejszy.
- Tato, tato kup tableta na uspokojenie – mój kochany synek usiłuje namówić mnie na zakup tego badziewia dokuczając zapiętej w fotelik Zuzi i rzucając papierkami z cukierków w śpiącego w najlepsze Patryka.
- Jak się nie uspokoisz sam, to zamiast tableta będziesz miał przejażdżkę w bagażniku, a do Rzeszowa jeszcze daleko – groźba jest oczywiście bez pokrycia i 8 letni już Miłosz doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
 - Tato no! Wszyscy mają, tylko nie ja – jego płaczliwy ton wcale nie robi na mnie wrażenia.
- Kochany dobrze wiesz, że w ten sposób niczego na mnie nie wymusisz. Umówiliśmy się na coś, prawda? Ja zdania nie zmienię. Koniec dyskusji!
Dalsze dwie godziny jazdy z całym moim przychówkiem minęło bez większych przygód. Nie obyło się oczywiście bez dziesięciu postojów, bo komuś chciało się pić, sikać albo wymiotować. Pod koniec, już w obrzeżach Rzeszowa Patrykowi włączył się tryb najwyższej głośności. Wrzeszczał jakby go ktoś obdzierał ze skóry. Miłosz śmiał się do rozpuku, a Zuza majstrowała namiętnie przy zapięciu fotelika, bo nagle stwierdziła, że jest już zbyt duża na takie wiązanie. Życie samotnego ojca zdecydowanie nie jest usłane różami.
- Tato, a będę mogła pobawić się szminkami cioci Iwonki? – córcia już snuje wielkie plany na najbliższe dni.
- O nie, nie! Wyglądałyście z Domi ostatnio jak dwaj klauni – śmieję się na samo wspomnienie – Zresztą ciocia wam na pewno nie pozwoli.
- Nie lubię cię tatusiu – mała zaplata rączki na klatce piersiowej i obrażona wydyma dolną wargę.
- Tak, tak księżniczko. Zgłodniejesz  to tatusia polubisz.
- Tato siku – po raz setny słyszę ten znudzony głosik.
- Miłosz daj spokój. Wytrzymaj jeszcze parę minut, zaraz dojedziemy. Nie zatrzymam ci się w środku miasta – no i następny śmiertelnie się obraził, obracając głowę do szyby. Dzięki za błogą ciszę choć przez chwilę, bo zmęczony płaczem Patryk też dał sobie na wstrzymanie. Gdy dojeżdżamy pod dom Ignaczaków jestem bardziej zmęczony  niż po 4 godzinach treningu siłowego.
- Ściągnąć chmurki moje słoneczka i wysiadka. Jesteśmy na miejscu – wyciągam z fotelika rozespanego i niezadowolonego Patryka, a Miłosz pomaga siostrze  wyswobodzić się z więzów. Chwilę później oboje wiszą na szyi Krzyśka przekrzykując się wzajemnie.
Igła z dużą cierpliwością słuchał opowieści dzieciaków z całej podróży, począwszy od wylotu z lotniska w Ankarze.
- Chodzicie do domu, bo widzę, że wasz tata ledwo na nogach stoi – libero szybko zauważa, że mam dość i z chęcią bym troszkę odpoczął. Moja najmłodsza latorośl jest nieco zawstydzona i nie wychyla główki z zagłębienia mojej szyi.
- No już synek. Nie udaj takiego nieśmiałego. Przywitaj się z wujkiem – mały jeszcze mocniej wtula się we mnie – Nic z tego nie będzie jednak.

Gdy już ładujemy się do domu z tobołkami to mam dość. Dochodzi, 22 gdy wreszcie udaje nam się zagonić dzieci do łóżek. Właściwie to dopiero interwencja Iwonki pomaga. Patryk przez cały czas nie odstępuje mnie na milimetr.
- Co on taki marudny? Przecież ciebie często nie ma i musi sobie radzić bez twoich ramion – Iwona czochra go po głowie, ale zero reakcji z jego strony. Śpi już w najlepsze.
- Czuje się niepewnie, bo niedowidzi, a te okulary nie są zbyt wygodne dla 3 latka. W domu wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że niczego nie przestawiamy i on sobie radzi bez nich – całuję śpiącego chłopca w główkę i kładę go do łóżka – Przyzwyczai się, a jutro będzie go wszędzie pełno.
- Mówiłeś coś o operacji ostatnio?
- Jak będzie starszy. Na razie zbyt szybko rośnie tak on jak i gałki oczne. Na razie jest skazany na te denka od słoika. Odziedziczył po mnie wadę wzroku, a wcześniactwo tylko to pogłębiło – Iwonka żegna się z nami szybko i tłumacząc się rannym wstawaniem idzie spać.
- Jak tam życie w Turcji Zbyszku? Widzę, że nic się nie zmieniło, co rok jesteś gdzie indziej – Krzysiek poklepuje mnie przyjacielsko po ramieniu – Tylko jak dzieci znoszą te wędrówki?
- Obycie z obcymi językami i kulturami im nie zaszkodzi. Miłosz nauczył się włoskiego, Zuzka też coś złapała. Na źle im to nie wyjdzie. Poza tym od tego sezonu wracam do Polski.
- Naprawdę? – oczy Igły przypominają spodki – Gdzie? Czemu ja o tym nie wiem?
- Najkonkretniejszą propozycję mam z Politechniki Warszawskiej i kilka innych mniej zaawansowanych.  Chciałbym żeby Miłosz posmakował polskiego systemu edukacji. Boję się, że kiedyś napisze mi słowo „róża” z dwoma ortografami. – troszkę ciężko mi to wszystko ogarnąć, a dzieciaki im starsze tym ma więcej na głowie.
- Czemu w ogóle wyjechałeś? – przyjaciel wpatruje się we mnie z żalem w oczach – Uciekłeś przed nami, a nikt tu wrogiem ci nie był – wiedziałem, ze to pytanie kiedyś się pojawi, a Krzysiek byle wymówką się nie zadowoli.
- Nie dawałem rady. Tutaj wszyscy patrzyli na mnie jak na okaz w muzeum, chodzili na paluszkach, żeby czasem mnie nie urazić. Dusiłem się. W Modenie byłem bardziej anonimowy – taka właśnie była prawda. Może i uciekłem, ale z dala od świeżych wspomnień czułem się lepiej. Nikt mnie nie kontrolował i nie próbował narzucić swojego sposobu przeżywania żałoby. Daliśmy sobie radę we czwórkę i teraz jest już względnie.
- Martwiliśmy się o ciebie. Wybudowałeś ogromny mur i rzadko pozwalasz go obejść – mina Krzysia nie wróży nic dobrego i obawiam się, że mi nie odpuści i wymagluje mnie na wszystkie strony.
- Chciałem sobie dać czas, a wy mnie osaczyliście. Z jednej strony byliście przy mnie, a drugiej nikt nie chciał ze mną o niej porozmawiać, a ja tego potrzebowałam. To unikanie rozmowy mnie przerażało, gdy o niej wspominałem zmienialiście temat, a mnie dusił nadmiar tłumionych uczuć. Nie zrozum mnie źle, kocham was i jestem wdzięczny za wszystko, ale wtedy mnie to przerosło - ciężko przyszło mi to wyznanie, nie chciałem urazić przyjaciela, bo wiem, ze wszyscy chcieli dla mnie dobrze. Tylko, że na siłę chcieli wymazać z mojej pamięci jej obraz. To nie jest takie proste.
- Nie wiedziałem, że tak to odbierasz.  W sumie mogło mi przyjść do głowy, że jesteś otwartym człowiekiem i lepiej z tobą rozmawiać.
- Było minęło Krzysiu. Wam też nie było lekko – chciałem zakończyć wreszcie ten temat, bo zrobiłem mu przykrość mówiąc po latach jak to wyglądało z mojej perspektywy – Wiesz, co? Może dokończymy to jutro? Jestem zmęczony, nie spałem od wczoraj. Lot z tą trójką nie był przyjemnością. Obawiałem się, że ktoś straci cierpliwość i wyrzucą mnie z samolotu bez spadochronu, lub zrobią sobie międzylądowanie i skończę jak Jan Rokita.
- Nie myśl, że ci odpuszczę. Jeszcze na kilka pytań musisz mi odpowiedzieć – kręcę tylko głową z politowaniem, bo Igła jak to Igła z wiekiem wcale się nie zmienia.
- Tylko mi nie mów, że znowu chcesz mnie swatać – Ignaczak uśmiecha się tylko tajemniczo i zamyka za sobą drzwi gościnnej sypialni.

Zostaję sam w kompletnej ciszy, przerywanej tylko cichutkim posapywaniem śpiącego dziecka. Kładę się obok jego malutkiego ciałka, ale sen jak na złość nie chce przyjść pomimo piekielnego zmęczenia. Moją głowę znów zalewają bolesne wspomnienia. Pomimo upływu lat nic nie jest prostsze. Wzdycham przekręcając się na bok, uważając żeby nie obudzić Patryka. Jutro czeka mnie kolejny ciężki dzień pod gradobiciem pytań Krzysztofa, no i muszę przeżyć kolejną kandydatkę na żonę z serii „Krzysztof Ignaczak prezentuje…”.

Dawno nie spałem tak źle jak tej nocy. Koszmary z przeszłości dręczyły mnie za każdym razem, gdy zamykałem oczy. Rano budzi mnie dziwne wrażenie, że mnie ktoś obserwuje i ucisk na brzuchu. Otworzyłem jedno oko i zobaczyłem cztery pary oczu intensywnie we mnie wpatrzonych. Sebastian, Miłosz, Dominika i Zuzka stoją w równiutkim rządku i suszą ząbki w moim kierunku.
- Mama kazała nam cię obudzić wujku, bo kawa ci stygnie – młody Igła wziął na siebie obowiązek powiadomienia mnie o celu swojego przybycia.
- Obudzić, obudzić, obudzić – jęknąłem, gdy Patryk zaczął skakać pupą po moim brzuchu powtarzając to jak mantrę.
Wygramoliłem się z łóżka i razem z dzieciakami poszedłem do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie. Dziwnie się poczułem, bo nie musiałem szykować nikomu jedzenia. Iwonka wyszła do pracy, dzieci wyrozchodziły się po pokojach z tajemniczymi minkami. To nie wróży nic dobrego. Igła musi już planować remont domu. Został ze mną tylko Patryk, bo niestety nikt nie zechciał zabrać go ze sobą. Niepocieszony z trzęsącą się brodą i przekrzywionymi czerwonymi okularkami wyglądał przekomicznie. Poprawiam mu binokle przy okazji całując go w nos.
- Nie przejmuj się. Zostajesz ze starszymi, przecież nie będziesz się bawił z dzieciakami nie? – chyba jestem dobrym pocieszycielem, bo mały się ożywia i zeskakuje z kanapy. Zahacza przy okazji o róg dywanu i wywija widowiskowego orła. Do kogo to dziecko się wdało? Tym razem to nie wina półślepoty tylko wrodzonego braku gracji. Wstaje jak zwykle sam. Staram się nie trząść się nad nim jak jakaś kwoka i pozwalam mu rozbić sobie kolano, czy nabić guza. Tym razem nie wytrzymuję i pstrykam mu zdjęcie telefonem, bo z zaróżowionymi policzkami, jednym kółkiem okularków na czole, drugim na policzku i szczerbatym uśmiechem wygląda rozczulająco. Szkoda, że Gosia nie może tego zobaczyć. Nasz synek to urocza, kochana, mała pokraka.

Igła wraca wreszcie obładowany zakupami sapiąc jak parowóz.
- Krzysiu mogłeś mnie obudzić, pomógłbym, co z tymi tobołami – schodzę z nim do samochodu po resztę prowiantu i napitku – Planujesz upić całą reprezentację, czy pół Rzeszowa?
- Cicho bądź! Zobaczysz, ze zabraknie – z szerokim uśmiechem wręcza mi karton wódki, sam zabiera drugi.
- Dziwnie tu cicho. Gdzie ta zgraja? – Krzysiek lekko zaniepokojony rozgląda się po salonie za naszymi dziećmi. Widzi tylko Patryka bawiącego się pod stołem drewnianym samochodem, który jeszcze chwilę temu stał na segmencie.
- Siedzą w pokojach. Mam złe przeczucia, ale jak idę pytać, co robią, to twierdzą, że wszystko OK i mam sobie iść i nie zawracać im głowy.
- To w sumie dobrze, bo mamy do pogadania. Nie unikniesz tego Zibi – wzdycham głośno i sadzam tyłek na kanapie.
- Dobra. Miejmy to już za sobą. Zrób coś do picia. Ja ugotuję obiad, bo nie wierzę, że się nauczyłeś. Potem jestem twój – wiem, że tego nie uniknę. Znów będę musiał wyspowiadać się ze swojego życia uczuciowego, albo w moim przypadku z łóżkowego.

Troszkę zbyt długi mi ten rozdział wyszedł, więc podzieliłam go na części.
Dziękuję za ponad 20 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i mam nadzieję, że będziecie też i tuJ