czwartek, 22 sierpnia 2013

CAŁE ŻYCIE CZŁOWIEKA JEST TYLKO PODRÓŻĄ DO ŚMIERCI.



EPILOG
  


Czym jest śmierć? Sam tego nie wiem. Wyobrażałem sobie ją, jako koścista, czarną laskę z kosą w ręku, a tu niespodzianka. Umarłem, tak po prostu, cichutko, bez wielkich dramatów i cierpień. Może właśnie takie odejście było wynagrodzeniem dla mnie za tą ciemną i depresyjna część życia. Za zabrnie mi sensu istnienia i skazanie na takie, a nie inne wybory.  Śmierć to zagadka, której nie rozwiążemy nigdy, nawet teraz, gdy stoję sobie na jakimś idiotycznym skrzyżowaniu i myślę gdzie mam iść. Przecież nie wiem, co tam zastanę. Wiem, czego chcę, ale tutaj chyba nikogo to nie interesuje. Gdy obracam głowę w lewo widzę siebie sprzed lat, szczęśliwego, zakochanego, zrozpaczonego, zagubionego i grzeszącego. Z prawej strony widzę moją rodzinę, moje dzieci i wnuki pochylone nad moją trumną z wyrazem głębokiego smutku na twarzach. Nieudawanego, prawdziwego. Może jednak nie byłem, aż tak złym człowiekiem. Kochałem moje dzieci i pozwoliłem żeby one kochały mnie. Chyba Seneka napisał, że śmierć jest darem od Boga. Zastanawia mnie jednak, dla kogo. Gdy umierali moi bliscy cierpiałem, gdy umarłem sam wcale nie zaznałem tego sławetnego spokoju, a moi ukochani przeżywają to, co ja kiedyś. Może lekka śmierć była darem, a rozterki po niej karą za życie, jakie prowadziłem i za to, że nie wierzyłem, nie wierzyłem w nic. Może i nie dopuszczałem do siebie myśli, że po tym nie ma nic, że jest tylko cisza i ciemność, ale nie potrafiłem w żadnej chwili swojego życia objąć rozumem istnienia Boga. Teraz wiem, że śmierć zawsze przychodzi nie w porę. Bez względu na to, kim się jest, ile ma się lat i co się robi.  Może i prawdą jest, że tylko wobec niej jesteśmy wszyscy równi i wszyscy marni, a w sumie, co mi z tego. Ciągle nie wiem gdzie iść. Może to czyściec i mam sobie tak stać i rozmyślać, tęsknić za życiem i pragnąć wieczności z nią.  Lewo – jej śmiech, biegające wesoło dzieci, moja duma i smutek, który towarzyszył mi przez ponad 40 lat. Byłem szczęśliwy, czasem bardzo szczęśliwy, ale zawsze czegoś mi brakowało. Miałem żal do kogoś, sam nie wiem, do kogo, o to, że jej nie ma. Zapominałem, jej obraz rozmywał się wraz z upływem lat, ale ból istnienia pozostawał. Prawo – moje ciało już obok jej, skromny nagrobek i napis na nim „…niech teraz Bóg pozwoli im nadrobić to, co stracili za życia…”.
Nie wiem czy zasługuję na to, aby być z NIĄ, ale nie wiem też czy na to nie zasługuję! Moje życie było pełne sukcesów, radości, szczęścia i osiągnięć, ale równie często gościły w nim niepowodzenia, smutki i porażki. Nie w mojej gestii leży ocena, na co zasługuję, a na co nie! Nie mam zamiaru podejmować żadnej decyzji, bo bez względu na to, w którą zatonę pójdę, to i tak ktoś już podjął decyzję za mnie. Mam tylko nadzieję, że to będzie początek czegoś nowego, a nie tylko koniec, mrok i ból.

Oślepia mnie światło, słyszę jej pokrzepiający głos, moje ciało, czy też dusza stają się lekkie i spadam, spadam. Całe moje jestestwo ogarnia dziwny stan. Nie potrafię tego uczucia opisać, jakbym wreszcie poczuł się wolny. Może szczęśliwy? Nie wiem, nie ogarniam, ale chcę żeby to trwało!
FIN

BO ŻEGNAĆ SIĘ ZAWSZE JEST TRUDNO

Mój pierwszy raz na blogach, jako autorki. Moje sentymentalne i pewnie ciężkie dziecko. Zawsze będę do tego czegoś mocno przywiązana, bo jakoś nigdy nie wyobrażałam sobie, że swój pomysł przeleję na papier i odważę się go opublikować. Jeszcze większą radość sprawiło mi to, że zechcieliście to czytać. Niektórzy byli ze mną od początku do końca, inni przyszli później i zostali. Jeszcze inni przyszli i nie zostali. DZIĘKUJĘ! Byliście i jesteście wspaniali.

Chciałam, żeby to opowiadanie było inne, bo chciałam zacząć od czegoś takiego właśnie. Nie bardzo potrafię pisać, a już czegoś wesołego w mim wykonaniu ze świecą szukać. Mam jednak nadzieję, że Boska i Łukasz będą inni, nie zawsze szczęśliwi, pewnie skrzywdzeni przez życie, ale z nadzieją na lepsze jutro i na wspólne życie, w przeciwieństwie niż Zbyszek i Gosia. W każdym razie zapraszam na http://nierealnierealni.blogspot.com/ i mam nadzieję, ze spotkamy się tam w równie licznym gronie. W przyszłym tygodniu coś tam się pojawi.
DZIĘKUJĘ!




czwartek, 8 sierpnia 2013

DZIECI BARDZIEJ NIŻ INNI POTZREBUJĄ MIEĆ ZUPEŁNĄ PEWNOŚĆ, ŻE SĄ KOCHANE PRZEZ TYCH, KTÓRZY MÓWIĄ, ŻE JE KOCHAJĄ



WSPOMNIENIE SIÓDME




GOSIA

Z szerokim uśmiechem na ustach wpatruję się w pozytywny wynik testu ciążowego. Kilka miesięcy doprowadzania organizmu do stanu używalności, żadnych tabletek antykoncepcyjnych, alkoholu i niezdrowego jedzenia. Oboje wszystko podporządkowaliśmy chęci posiadania zdrowego dziecka. Miłosz na tyle obudził w nas uczucia rodzicielskie, że posiadanie potomka stało się dla nas priorytetem. Oczywiście to mój zegar biologiczny sprawił, że stawały mi łzy w oczach na widok wózków, bucików i uroczych maleńkich śpioszków. Mam blisko 29 lat, to najwyższa pora na maleństwo. Zbyszek był początkowo sceptycznie nastawiony, bo mieliśmy Miłosza i jego leczenie, pracę i kariery, do tego mój mąż ma ledwie 24 wiosny. Nie mam zamiaru przekazywać mu tej wiadomości przez telefon, chcę to zrobić osobiście, twarzą w twarz. Nie będzie go blisko miesiąc, Liga Światowa, podróż do Brazylii, Argentyny i USA. Jak wróci ciąża i tak nie będzie bardzo widoczna, więc może mi w drzwiach nie zemdleje. Mam troszkę wyrzuty sumienia w związku z tym, że tak na niego naciskałam, ale wiedział, że związek z kobietą kilka lat starszą może parę rzeczy przyspieszyć. Nie liczę na jakiś szalony wybuch radości, ale patrząc na to jak mocno przywiązał się do Miłoszka i jak o niego dba wiem, że będzie dobrym ojcem. Już teraz nie mogę się doczekać, kiedy wezmę w ramiona i przytulę do piersi to maleństwo. Głaszczę swój jeszcze płaski brzuch wyobrażam sobie jak będzie wyglądało nasze dziecko.




ZBYSZEK

Jak ja uwielbiam powroty. Zmęczony i obładowany tobołami wspinam się po schodach naszego mieszkania na 5 piętrze, bo znowu zepsuła się winda. Uśmiecham się, gdy przez zamknięte drzwi słyszę wesoły pisk dziecka i tupot małych stóp w przedpokoju, a do tego radosny śmiech kobiety. Otwieram cichutko drzwi, wnoszę walizkę robiąc przy tym jak najmniej hałasu. Rozpędzony chłopiec zatrzymuje się na mój widok w ślizgu i klapie zdziwiony na chudy tyłek. Jego malutka buzia rozciąga się w uśmiechu, gdy przykucam i wyciągam do niego ręce. Zbiera się nieporadnie z dywanu i rzuca się mi uradowany na szyję.
- Tata! – krzyczy na całe osiedle, a ja zastygam zdziwiony, bo pierwszy raz nazwał mnie tatą. Przedziwne uczucie, chyba jestem dumny, bo do tej pory mówił do mnie wujku. Przytulam go mocniej w geście akceptacji, bo tego jak mi się wydaje oczekiwał.
Podnoszę się z nim w ramionach i spoglądam na opartą o framugę kuchennych drzwi Gosię. Jest ewidentnie wzruszona, bo ma łzy w oczach.  Ona rzadko okazuje emocje, więc musiało to na niej zrobić duże wrażenie. Uśmiecham się do niej delikatnie, odpowiada mi tym samym. Podchodzi do nas i całuje mnie w usta. Miłosz piszcząc i podskakując wesoło na moich rękach całuje w policzek raz mnie, raz Gosię. Wyglądała jakoś inaczej, sam nie wiem, co się zmieniło.
- Miłoszku puścisz mnie? Pójdę się umyć, a potem wrócę?- mały nie chce zejść z moich rąk i kręci główką, gdy chcę go postawić na ziemi.
- Nie, nie tata nie – ciągle słowo tata jest mi trochę obce i dziwnie brzmi. Trzyma mnie za koszulkę ze strachem w oczach.
- Spokojnie synek, pamiętasz, co ci obiecałem jak wyjeżdżałem?
- Przytulasek! – chłopczyk klaszcze w rączki patrząc na mnie jak na zbawiciela.
- No właśnie nowy przytulasek czeka w walizce. Wezmę prysznic i ci go dam, a potem utulę do snu dobra? – przytakuje mi ruszając główką i siada grzecznie na kanapie i karze natychmiast iść do łazienki.
Odświeżony i troszkę mniej umęczony przyglądam się mojej rodzinie. Jeszcze 3 lata temu nie wyobrażałem sobie nawet, że mając niewiele ponad 20 lat będę mężem i ojcem. Mam spore obawy jak to będzie wyglądać dalej, ale jestem pewny, że ją kocham i kocham tego brzdąca, który waruje przy mojej walizce nie odrywając od niej wzroku. Wyciągam fioletowego pluszaka, którego wybierałem razem z Igłą, bo on ma większe doświadczenie, jeśli chodzi o takie rzeczy. Jestem totalnie nieporadny i zadziwia mnie reakcja chłopca, który cieszy się z tego kawałka szmaty z oczami jakbym, co najmniej podarował mu księżniczkę i pół królestwa. Wiem, że w swoim króciutkim życiu pewnie nigdy nie dostał prezentu i cholera jasna wzruszyłem się. Mięknę przy tym dziecku. Miłosz biega po pokoju w kolorowej piżamce w renifery tuląc do piersi zabawkę. Wyciąga do mnie kościste łapki i w podzięce obejmuje moją szyję. Gosia śmieje się z mojej miny, ona łatwiej weszła w rolę matki, mimo, że ta adopcja wyszła z mojej inicjatywy, to mnie poruszyła jego smutna historia, gdy byłem w szpitalu dziecięcym w ramach Fundacji Herosi. Nie wiem jak ktoś mógł tak po prostu wyrzucić to dziecko na śmietnik.
- Chodź maluszku idziemy spać, bo i tak już za długo siedzisz – mały nie wygląda jakby miął zamiar zasnąć. Oczka jak 5 złotych i szeroki uśmiech zwiastują opóźnienia. Łapę go za małą rączkę i prowadzę do pokoiku z wymalowanymi na ścianie samochodami z jakiejś bajki i do łóżka z równie szalona pościelą. Miłosz wyciąga spod poduszki małą książeczkę i karze sobie poczytać „Przygody żółtej kaczuszki”. Uwieszam się lekko na brzegu łóżka, boję się, że rozleci się pod moim ciężarem. Dzieciak kładzie głowę na moim ramieniu i tuli fioletowego miśka. Po przeczytaniu kilku linijek tekstu słyszę jego równomierne posapywanie. Delikatnie przykryłem jego małe ciałko kołderką, pocałowałem w czoło i cichutko opuściłem pomieszczenie zostawiając uchylone drzwi.


Podchodzę do nieco zestresowanej żony i obejmuję ją stęsknionymi ramionami. Łapie mnie za ręce gdy kładę je na jej brzuch. Wróć! Zastygam na moment i podciągam szeroką męską bluzę z logo Politechniki Warszawskiej. Dotykam twardej wypukłości niżej pępka i już wiem, czemu wydawała mi się jakaś inna, taka promienna i szczęśliwa. Nie jestem ekspertem, ale podejrzewam, że właśnie zostałem poinformowany w sposób organoleptyczny o tym, że zostanę ojcem. Nie wiem jak mam zareagować. Jestem szczerym facetem, więc przytulam się tylko do jej pleców, głaszcząc jej brzuszek. Ona śmieje się obracając się przodem.
- Zbyszek masz minę jakbyś się dowiedział, że jutro koniec świata, a nie to, że jesteśmy w ciąży – nie ma do mnie pretensji, bo wie, że przywyknę do tej myśli.
- Boję się, boję się, ze nie podołam, że nie będę dobrym ojcem – jestem przerażony. Niby wiedziałem, że to nastąpi, bo nie zabezpieczaliśmy się od kilku tygodni. Starałem się przygotować, ale strach jest silniejszy.
- Ja też się boję, nawet bardzo, ale pragnę tego dziecka i je kocham najbardziej na świecie – patrzy na mnie tymi swoimi smutnymi brązowymi oczami i mam  ochotę ją pocałować…
- Damy radę! Kto jak nie my??...


GOSIA
Dolegliwości pierwszego trymestru mijają. Nie obejmuję ramionami muszli każdego ranka czekając, aż Zbyszek zaparzy mi imbirową herbatkę. Nie muszę go już wyganiać z łazienki, gdy zmartwiony przytrzymywał moje włosy, wycierał twarz mokrym ręcznikiem i podawał kubek z wodą do wypłukania ust.  Teraz mam ochotę na obejmowanie rękami i ustami czegoś zgoła odmiennego. Szalejące hormony powodują u mnie wzmożoną ochotę na seks i mój umysł generuje niezdrową ilość erotycznych snów pod nieobecność męża.  Wybudzona o nieprzyzwoitej porze mam ochotę złapać za aparat i zrobić ukochanemu seks telefon w środku nocy. Niestety nie jest w pokoju sam. Rucek nie byłby zachwycony tego rodzaju ekscesami. No cóż byleby do jutra.
Zbyszek przywykł do myśli, że pojawi się w naszym życiu maleństwo i wczuwa się w rolę ojca. Miłosz robi za królika doświadczalnego, ale wydaje mi się, że obaj się świetnie bawią.
Mały z wielką radością spędza czas z nową rodziną, szaleńczo ciesząc się z posiadania dziadków. Dziadek Leon z chęcią zgodził się zaopiekować nim w noc powrotu Zbyszka, bo i tak chłopiec by już spał. Moja teściowa zachwycona nie będzie, ale to już nie moja sprawa, teść sobie z nią poradzi.
Mój ukochany wraca późnym wieczorem starając się nie robić hałasu. Zapewne myśli, że śpimy.
- Cześć kochanie – tatusiek podskakuje przestraszony, upuszczając z hukiem walizkę.
- Myślałem, ze śpicie. Gdzie Miłoszek? – uśmiecha się do mnie szeroko przytulając mnie do swojej piersi.
- Spędza noc z dziadkiem Leonem – szepczę rozpinając jego bluzę.
- Och ty moja napalona spryciulo! – chwilę później leżę już na sypialnianym łóżku prawie naga i rozpalona jak piec hutniczy – Wiesz, że dziwnie się czuję robiąc z tobą te wszystkie miłe rzeczy, przecież nasza kruszynka widzi tam ojca albo raczej część ciała, której widzieć nie powinna.
- Teraz to ono na pewno śpi, a wiesz co mówił lekarz. Dobry orgazm wpływa relaksująco nie tylko na mnie, ale i na dziecko. Więc przestań gadać i mnie kochaj – więcej nie padło już ani jedno słowo. Jedynymi dźwiękami były nasze jęki, przyspieszone oddechy i odgłos ciał uderzających o siebie w miłosnej ekstazie. Sama nadaję rytm, unosząc się i opadając. Dotykam jego idealnego ciała, napawając oczy jego pięknem przy nikłym świetle lampki okrytej czerwonym abażurem. W chwili największej przyjemności ginę w kakofonii naszych krzyków i pozwalam sobie na całkowite spełnienie spotęgowane jego ciepłym szczytowaniem we mnie.


ZBYSZEK

Z coraz mniejszą paniką patrzę na rosnący brzuszek mojej żony. Ciągle mam obawy wiążące się z nadmiarem obowiązków, które nagle spadną na nasze głowy. Kończy się pewien etap w moim życiu, czas beztroski, podróży do ciepłych krajów na 3 dni urlopu i zabaw do rana, które oboje lubiliśmy.
To wspólne oczekiwanie na naszą jak się okazało córeczkę tak mnie wciągnęło, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. Przeczytałem chyba wszystkie książki o niemowlętach ciąży, jakie zostały wydane.
Starałem się zachowywać spokój, gdy zaczęła się akcja porodowa, gdy Gosia ściskała moją rękę wijąc się w bólach. Rozkleiłem się dopiero, gdy położna dała mi w ramiona okrwawione, czerwone i pomarszczone dzieciątko. Mimo wszystko wydawało mi się, że ta kwiląca dziewczynka jest najpiękniejszym dzieckiem na świecie i niech by mi ktoś powiedział, ze jest inaczej….





- Nie, jeszcze nie. Nie przerywaj tego – proszę ze łzami w oczach chcąc jeszcze przez chwilę nacieszyć się ciepłem, które wtedy odczuwałem, spokojem, który ogarnął moje ciało, bezpieczeństwem.
- Kończy nam się czas kochany i tak wynegocjowałam go dla ciebie więcej. Musimy już iść. Musisz zmierzyć się z wiecznością, która cię czeka – ciągnie mnie za rękę w kierunku wielkiego skrzyżowania składającego się tylko z dwóch kierunków. Widzę swoich rodziców i dziadków stających przy rozwidleniu – Mam nadzieję, że dobrze wybierzesz drogę, czekam na ciebie i zawsze czekać będę.
- Pomóż mi, błagam – upadam na kolana zostając sama. Ona zniknęła wraz z moimi dawno zmarłymi bliskimi – w którą stronę mam iść?.....





Oddaję wam do przeczytania ostatni odcinek. Jeszcze tylko epilog i pożegnamy się ze Zbyszkiem i Gosią. Przyroda nie lubi jednak pustki i może porywam się z motyką na słońce, ale chcę napisać coś innego. Mniej depresyjnego, lżejszego. Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. W każdym razie zapraszam na http://nierealnierealni.blogspot.com/