czwartek, 8 sierpnia 2013

DZIECI BARDZIEJ NIŻ INNI POTZREBUJĄ MIEĆ ZUPEŁNĄ PEWNOŚĆ, ŻE SĄ KOCHANE PRZEZ TYCH, KTÓRZY MÓWIĄ, ŻE JE KOCHAJĄ



WSPOMNIENIE SIÓDME




GOSIA

Z szerokim uśmiechem na ustach wpatruję się w pozytywny wynik testu ciążowego. Kilka miesięcy doprowadzania organizmu do stanu używalności, żadnych tabletek antykoncepcyjnych, alkoholu i niezdrowego jedzenia. Oboje wszystko podporządkowaliśmy chęci posiadania zdrowego dziecka. Miłosz na tyle obudził w nas uczucia rodzicielskie, że posiadanie potomka stało się dla nas priorytetem. Oczywiście to mój zegar biologiczny sprawił, że stawały mi łzy w oczach na widok wózków, bucików i uroczych maleńkich śpioszków. Mam blisko 29 lat, to najwyższa pora na maleństwo. Zbyszek był początkowo sceptycznie nastawiony, bo mieliśmy Miłosza i jego leczenie, pracę i kariery, do tego mój mąż ma ledwie 24 wiosny. Nie mam zamiaru przekazywać mu tej wiadomości przez telefon, chcę to zrobić osobiście, twarzą w twarz. Nie będzie go blisko miesiąc, Liga Światowa, podróż do Brazylii, Argentyny i USA. Jak wróci ciąża i tak nie będzie bardzo widoczna, więc może mi w drzwiach nie zemdleje. Mam troszkę wyrzuty sumienia w związku z tym, że tak na niego naciskałam, ale wiedział, że związek z kobietą kilka lat starszą może parę rzeczy przyspieszyć. Nie liczę na jakiś szalony wybuch radości, ale patrząc na to jak mocno przywiązał się do Miłoszka i jak o niego dba wiem, że będzie dobrym ojcem. Już teraz nie mogę się doczekać, kiedy wezmę w ramiona i przytulę do piersi to maleństwo. Głaszczę swój jeszcze płaski brzuch wyobrażam sobie jak będzie wyglądało nasze dziecko.




ZBYSZEK

Jak ja uwielbiam powroty. Zmęczony i obładowany tobołami wspinam się po schodach naszego mieszkania na 5 piętrze, bo znowu zepsuła się winda. Uśmiecham się, gdy przez zamknięte drzwi słyszę wesoły pisk dziecka i tupot małych stóp w przedpokoju, a do tego radosny śmiech kobiety. Otwieram cichutko drzwi, wnoszę walizkę robiąc przy tym jak najmniej hałasu. Rozpędzony chłopiec zatrzymuje się na mój widok w ślizgu i klapie zdziwiony na chudy tyłek. Jego malutka buzia rozciąga się w uśmiechu, gdy przykucam i wyciągam do niego ręce. Zbiera się nieporadnie z dywanu i rzuca się mi uradowany na szyję.
- Tata! – krzyczy na całe osiedle, a ja zastygam zdziwiony, bo pierwszy raz nazwał mnie tatą. Przedziwne uczucie, chyba jestem dumny, bo do tej pory mówił do mnie wujku. Przytulam go mocniej w geście akceptacji, bo tego jak mi się wydaje oczekiwał.
Podnoszę się z nim w ramionach i spoglądam na opartą o framugę kuchennych drzwi Gosię. Jest ewidentnie wzruszona, bo ma łzy w oczach.  Ona rzadko okazuje emocje, więc musiało to na niej zrobić duże wrażenie. Uśmiecham się do niej delikatnie, odpowiada mi tym samym. Podchodzi do nas i całuje mnie w usta. Miłosz piszcząc i podskakując wesoło na moich rękach całuje w policzek raz mnie, raz Gosię. Wyglądała jakoś inaczej, sam nie wiem, co się zmieniło.
- Miłoszku puścisz mnie? Pójdę się umyć, a potem wrócę?- mały nie chce zejść z moich rąk i kręci główką, gdy chcę go postawić na ziemi.
- Nie, nie tata nie – ciągle słowo tata jest mi trochę obce i dziwnie brzmi. Trzyma mnie za koszulkę ze strachem w oczach.
- Spokojnie synek, pamiętasz, co ci obiecałem jak wyjeżdżałem?
- Przytulasek! – chłopczyk klaszcze w rączki patrząc na mnie jak na zbawiciela.
- No właśnie nowy przytulasek czeka w walizce. Wezmę prysznic i ci go dam, a potem utulę do snu dobra? – przytakuje mi ruszając główką i siada grzecznie na kanapie i karze natychmiast iść do łazienki.
Odświeżony i troszkę mniej umęczony przyglądam się mojej rodzinie. Jeszcze 3 lata temu nie wyobrażałem sobie nawet, że mając niewiele ponad 20 lat będę mężem i ojcem. Mam spore obawy jak to będzie wyglądać dalej, ale jestem pewny, że ją kocham i kocham tego brzdąca, który waruje przy mojej walizce nie odrywając od niej wzroku. Wyciągam fioletowego pluszaka, którego wybierałem razem z Igłą, bo on ma większe doświadczenie, jeśli chodzi o takie rzeczy. Jestem totalnie nieporadny i zadziwia mnie reakcja chłopca, który cieszy się z tego kawałka szmaty z oczami jakbym, co najmniej podarował mu księżniczkę i pół królestwa. Wiem, że w swoim króciutkim życiu pewnie nigdy nie dostał prezentu i cholera jasna wzruszyłem się. Mięknę przy tym dziecku. Miłosz biega po pokoju w kolorowej piżamce w renifery tuląc do piersi zabawkę. Wyciąga do mnie kościste łapki i w podzięce obejmuje moją szyję. Gosia śmieje się z mojej miny, ona łatwiej weszła w rolę matki, mimo, że ta adopcja wyszła z mojej inicjatywy, to mnie poruszyła jego smutna historia, gdy byłem w szpitalu dziecięcym w ramach Fundacji Herosi. Nie wiem jak ktoś mógł tak po prostu wyrzucić to dziecko na śmietnik.
- Chodź maluszku idziemy spać, bo i tak już za długo siedzisz – mały nie wygląda jakby miął zamiar zasnąć. Oczka jak 5 złotych i szeroki uśmiech zwiastują opóźnienia. Łapę go za małą rączkę i prowadzę do pokoiku z wymalowanymi na ścianie samochodami z jakiejś bajki i do łóżka z równie szalona pościelą. Miłosz wyciąga spod poduszki małą książeczkę i karze sobie poczytać „Przygody żółtej kaczuszki”. Uwieszam się lekko na brzegu łóżka, boję się, że rozleci się pod moim ciężarem. Dzieciak kładzie głowę na moim ramieniu i tuli fioletowego miśka. Po przeczytaniu kilku linijek tekstu słyszę jego równomierne posapywanie. Delikatnie przykryłem jego małe ciałko kołderką, pocałowałem w czoło i cichutko opuściłem pomieszczenie zostawiając uchylone drzwi.


Podchodzę do nieco zestresowanej żony i obejmuję ją stęsknionymi ramionami. Łapie mnie za ręce gdy kładę je na jej brzuch. Wróć! Zastygam na moment i podciągam szeroką męską bluzę z logo Politechniki Warszawskiej. Dotykam twardej wypukłości niżej pępka i już wiem, czemu wydawała mi się jakaś inna, taka promienna i szczęśliwa. Nie jestem ekspertem, ale podejrzewam, że właśnie zostałem poinformowany w sposób organoleptyczny o tym, że zostanę ojcem. Nie wiem jak mam zareagować. Jestem szczerym facetem, więc przytulam się tylko do jej pleców, głaszcząc jej brzuszek. Ona śmieje się obracając się przodem.
- Zbyszek masz minę jakbyś się dowiedział, że jutro koniec świata, a nie to, że jesteśmy w ciąży – nie ma do mnie pretensji, bo wie, że przywyknę do tej myśli.
- Boję się, boję się, ze nie podołam, że nie będę dobrym ojcem – jestem przerażony. Niby wiedziałem, że to nastąpi, bo nie zabezpieczaliśmy się od kilku tygodni. Starałem się przygotować, ale strach jest silniejszy.
- Ja też się boję, nawet bardzo, ale pragnę tego dziecka i je kocham najbardziej na świecie – patrzy na mnie tymi swoimi smutnymi brązowymi oczami i mam  ochotę ją pocałować…
- Damy radę! Kto jak nie my??...


GOSIA
Dolegliwości pierwszego trymestru mijają. Nie obejmuję ramionami muszli każdego ranka czekając, aż Zbyszek zaparzy mi imbirową herbatkę. Nie muszę go już wyganiać z łazienki, gdy zmartwiony przytrzymywał moje włosy, wycierał twarz mokrym ręcznikiem i podawał kubek z wodą do wypłukania ust.  Teraz mam ochotę na obejmowanie rękami i ustami czegoś zgoła odmiennego. Szalejące hormony powodują u mnie wzmożoną ochotę na seks i mój umysł generuje niezdrową ilość erotycznych snów pod nieobecność męża.  Wybudzona o nieprzyzwoitej porze mam ochotę złapać za aparat i zrobić ukochanemu seks telefon w środku nocy. Niestety nie jest w pokoju sam. Rucek nie byłby zachwycony tego rodzaju ekscesami. No cóż byleby do jutra.
Zbyszek przywykł do myśli, że pojawi się w naszym życiu maleństwo i wczuwa się w rolę ojca. Miłosz robi za królika doświadczalnego, ale wydaje mi się, że obaj się świetnie bawią.
Mały z wielką radością spędza czas z nową rodziną, szaleńczo ciesząc się z posiadania dziadków. Dziadek Leon z chęcią zgodził się zaopiekować nim w noc powrotu Zbyszka, bo i tak chłopiec by już spał. Moja teściowa zachwycona nie będzie, ale to już nie moja sprawa, teść sobie z nią poradzi.
Mój ukochany wraca późnym wieczorem starając się nie robić hałasu. Zapewne myśli, że śpimy.
- Cześć kochanie – tatusiek podskakuje przestraszony, upuszczając z hukiem walizkę.
- Myślałem, ze śpicie. Gdzie Miłoszek? – uśmiecha się do mnie szeroko przytulając mnie do swojej piersi.
- Spędza noc z dziadkiem Leonem – szepczę rozpinając jego bluzę.
- Och ty moja napalona spryciulo! – chwilę później leżę już na sypialnianym łóżku prawie naga i rozpalona jak piec hutniczy – Wiesz, że dziwnie się czuję robiąc z tobą te wszystkie miłe rzeczy, przecież nasza kruszynka widzi tam ojca albo raczej część ciała, której widzieć nie powinna.
- Teraz to ono na pewno śpi, a wiesz co mówił lekarz. Dobry orgazm wpływa relaksująco nie tylko na mnie, ale i na dziecko. Więc przestań gadać i mnie kochaj – więcej nie padło już ani jedno słowo. Jedynymi dźwiękami były nasze jęki, przyspieszone oddechy i odgłos ciał uderzających o siebie w miłosnej ekstazie. Sama nadaję rytm, unosząc się i opadając. Dotykam jego idealnego ciała, napawając oczy jego pięknem przy nikłym świetle lampki okrytej czerwonym abażurem. W chwili największej przyjemności ginę w kakofonii naszych krzyków i pozwalam sobie na całkowite spełnienie spotęgowane jego ciepłym szczytowaniem we mnie.


ZBYSZEK

Z coraz mniejszą paniką patrzę na rosnący brzuszek mojej żony. Ciągle mam obawy wiążące się z nadmiarem obowiązków, które nagle spadną na nasze głowy. Kończy się pewien etap w moim życiu, czas beztroski, podróży do ciepłych krajów na 3 dni urlopu i zabaw do rana, które oboje lubiliśmy.
To wspólne oczekiwanie na naszą jak się okazało córeczkę tak mnie wciągnęło, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. Przeczytałem chyba wszystkie książki o niemowlętach ciąży, jakie zostały wydane.
Starałem się zachowywać spokój, gdy zaczęła się akcja porodowa, gdy Gosia ściskała moją rękę wijąc się w bólach. Rozkleiłem się dopiero, gdy położna dała mi w ramiona okrwawione, czerwone i pomarszczone dzieciątko. Mimo wszystko wydawało mi się, że ta kwiląca dziewczynka jest najpiękniejszym dzieckiem na świecie i niech by mi ktoś powiedział, ze jest inaczej….





- Nie, jeszcze nie. Nie przerywaj tego – proszę ze łzami w oczach chcąc jeszcze przez chwilę nacieszyć się ciepłem, które wtedy odczuwałem, spokojem, który ogarnął moje ciało, bezpieczeństwem.
- Kończy nam się czas kochany i tak wynegocjowałam go dla ciebie więcej. Musimy już iść. Musisz zmierzyć się z wiecznością, która cię czeka – ciągnie mnie za rękę w kierunku wielkiego skrzyżowania składającego się tylko z dwóch kierunków. Widzę swoich rodziców i dziadków stających przy rozwidleniu – Mam nadzieję, że dobrze wybierzesz drogę, czekam na ciebie i zawsze czekać będę.
- Pomóż mi, błagam – upadam na kolana zostając sama. Ona zniknęła wraz z moimi dawno zmarłymi bliskimi – w którą stronę mam iść?.....





Oddaję wam do przeczytania ostatni odcinek. Jeszcze tylko epilog i pożegnamy się ze Zbyszkiem i Gosią. Przyroda nie lubi jednak pustki i może porywam się z motyką na słońce, ale chcę napisać coś innego. Mniej depresyjnego, lżejszego. Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. W każdym razie zapraszam na http://nierealnierealni.blogspot.com/

17 komentarzy:

  1. I że on nie zemdlał przy porodzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie :) słodko i w ogóle:)
    no, Zbyszek tylko wybierz dobrą drogę

    OdpowiedzUsuń
  3. No to ja mam nadzieję że za te 3 lata kiedy mi stuknie 29 lat też odezwie się we mnie instynkt macierzyński bo jak na razie mam wrażenie ze ze mną jest coś nie tak bo dzieci mnie przerażają. Spodobało mi się to że ono oboje świadomie planowali to że chcą mieć dziecko, wszystko było przemyślane i zaplanowane. Niestety w dzisiejszym świecie to rzadkość a dzieci często są poczęte jak i żyją w pierwszych miesiącach w łonie matki doświadczając wszelkich złych nawyków rodzicielki(alkohol, papierosy, nie raz jeszcze gorsze rzeczy)Zbyszek idealnie odnajduje się zarówno w roli męża jak i ojca. Mogła bym go określić jednym słowem: wspaniały. Aż się chce zamarzyć. Mam nadzieję że wybierze dobrze i ze wieczność spędzi u boku Gosi

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę takiego Przytulaska. O. :) Ale się zrobiło naprawdę rodzinnie. Patrząc na to, jak Zbyszek opiekuje się Miłoszem, nie mam wątpliwości, że będzie dobrym ojcem. Poniekąd przecież już nim jest. Poza tym, wszystkiego można się nauczyć :)
    Będzie mi szalenie brakowało tej historii... Ale cieszę się, że chcesz pisać dalej. Nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam, Anna :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejj! Mam bać się epilogu? On musi dobrze wybrać, jeżeli będzie się sercem kierował, no nie?
    Zostało niewiele ponad 10 lat do wieku Gosi i oby we mnie też był wtedy instynk macieżyński. No boo! Narazie to ja sobie myślę, że już od października mam iść na te głupie studia, a potem do pracy i żadnych dzieci nie uwględniam! Nie ma mowy!
    O matko, niech mi się to kiedyś odmieni!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapomniałam o epilogu i już myślałam, że tak zakończysz tą historię, a przecież my nic nie wiemy!
    No to tak, kocham napaloną Bartmanową, kocham rozczulonego Bartmana, kocham ich razem i kocham ich historię. Rozpiszę się na epilogu nie teraz, po prostu chcę ich więcej i nie zniosę tego, że to już koniec..

    Całuję, camilla. :**

    OdpowiedzUsuń
  7. wzruszam się, jak głupia na "Twoim" Zbyszku. i nie chcę żadnego końca!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nosz kurde. Zjadło mi komentarz, a ja się tak naprodukowałam i pewnie nie będę umiała znowu napisać tego samego :/
    Jakby było miło żeby w obecnych czasach małżeństwa czy kobiety tak planowały dzieci jak Gosia i Zbyszek podporządkowując wszystko chęci posiadania potomka. Niestety tak nie jest. Coraz częściej są ciąże z przypadku, albo lekkomyślności. Związane jest to z tym, że po prostu nie ma czasu na dziecko czy nawet pieniędzy, bo niestety już do tego doszło. Zbyszek chociaż przerażony rolą ojca się do niej przygotował co Gosi może zazdrościć nie jena kobieta. Jak chodzą po ziemi takie odpowiedniki Zbyszka to niech się zgłaszają :P
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie chcę żeby to opowiadanie się skończyło:( Na razie nie odczuwam w sobie instynktu macierzyńskiego. Dwadzieścia lat to dla mnie za wcześnie na pieluchy, gotowanie obiadków i bawienie się w to wszystko ale nigdy nie mówię nigdy bo nikt z nas nie wie co nas kiedyś spotka.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie chcę, żeby to opowiadanie się kończyło, no :(
    Kocham Zbyszka i Gosię, kocham ich historię. I zrobiło się tak rodzinnie, miło ;)
    Zbyszek musi dobrze wybrać, prawda?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie godzę się na epilog! Nie chcę zakończenia tej historii! Jest za piękna, za życiowa, za bardzo się do niej przyzwyczaiłam. :(
    Aż mi się cieplutko na sercu robi, kiedy oczami wyobraźni widzę Zbyszka z córeczką na rękach, cudowny widok. :)) No i co? I dali radę, mimo iż wszystko nie zakończyło się tak, jak powinno zakończyć. Tak się cieszyła na bycie matką, a tak niewiele z tego skorzystała, biedna:(
    Oj tak, w ciąży chęci na seks są jeszcze większe niż u przeciętnego nastolatka! :)
    Zbyszku, tylko dobrze wybierz!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej ej, nie kończ jeszcze!! Za bardzo przywiązałam się do tej historii i nie chcę jej końca... Mogłabym ją czytać codziennie po kilka rozdziałów. Ona jest taka życiowa...
    Zbyszku dobrze wybierz...
    Pozdrawiam A. ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham bloggera na moim telefonie! ;/ Komentarze pisałam dwa razy i nie dodał się ani jeden...

    Nie pamiętam już dokładnie co pisałam wczoraj, ale apeluję do Ciebie, żebyś nie kończyła jeszcze tej historii! :(
    Ona jest zupełnie inna od wszystkich, jest piękna i niepowtarzalna. Pierwszy raz czytam opowiadanie pisane w ten sposób. A co do rozdziału to bardzo ciepły i rodzinny. Zastanawiam się teraz tylko jaką drogę wybierze Zbyszek...
    Pozdrawiam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
  14. To jest piękne, cudowne, wspaniałe. Czytając nie mogła oderwać wzroku od kolejnych linijek. Historia Gosi i Zbyszka jest tak piękna i smutna, ale za razem miłość, aż biję od niej. Już teraz wiem, że na epilog, pod którym bardzo obszernie się wypowiem, potrzebować będę masy chusteczek!

    Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Słodko i milutko. Zupełnie inaczej niż mam dziś wokół...

    OdpowiedzUsuń
  16. Oczekiwanie na dziecko to chyba najpiękniejszy okres w życiu pary. W prawdzie z reguły, tak jak tu, pojawiają się wątpliwości, miliony pytań, czy damy sobie radę, czy podolamy zadaniu. Z reguły zwycięża również bezwarunkowa miłość do takiej kruszyny. Tak jak tu. Cholernie to słodkie. Ale ta słodycz mi odpowiada. Jest tak bardzo naturalna. Tak mocno rzeczywista.
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  17. NIe, proszę nie kończ! :)
    Ten blog jest całkowicie inny od wszystkich, chyba najfajniejszy. A dużo blogów już przeczytałam, więc to mega komplement :D
    Ciekawa rola Bartmana, taki kochający, czuły, niedoświadczony mężczyzna, coś innego :D

    OdpowiedzUsuń