WSPOMNIENIE SIÓDME
GOSIA
Z szerokim
uśmiechem na ustach wpatruję się w pozytywny wynik testu ciążowego. Kilka
miesięcy doprowadzania organizmu do stanu używalności, żadnych tabletek
antykoncepcyjnych, alkoholu i niezdrowego jedzenia. Oboje wszystko
podporządkowaliśmy chęci posiadania zdrowego dziecka. Miłosz na tyle obudził w
nas uczucia rodzicielskie, że posiadanie potomka stało się dla nas priorytetem.
Oczywiście to mój zegar biologiczny sprawił, że stawały mi łzy w oczach na
widok wózków, bucików i uroczych maleńkich śpioszków. Mam blisko 29 lat, to
najwyższa pora na maleństwo. Zbyszek był początkowo sceptycznie nastawiony, bo
mieliśmy Miłosza i jego leczenie, pracę i kariery, do tego mój mąż ma ledwie 24
wiosny. Nie mam zamiaru przekazywać mu tej wiadomości przez telefon, chcę to
zrobić osobiście, twarzą w twarz. Nie będzie go blisko miesiąc, Liga Światowa,
podróż do Brazylii, Argentyny i USA. Jak wróci ciąża i tak nie będzie bardzo
widoczna, więc może mi w drzwiach nie zemdleje. Mam troszkę wyrzuty sumienia w
związku z tym, że tak na niego naciskałam, ale wiedział, że związek z kobietą
kilka lat starszą może parę rzeczy przyspieszyć. Nie liczę na jakiś szalony
wybuch radości, ale patrząc na to jak mocno przywiązał się do Miłoszka i jak o
niego dba wiem, że będzie dobrym ojcem. Już teraz nie mogę się doczekać, kiedy
wezmę w ramiona i przytulę do piersi to maleństwo. Głaszczę swój jeszcze płaski
brzuch wyobrażam sobie jak będzie wyglądało nasze dziecko.
ZBYSZEK
Jak ja
uwielbiam powroty. Zmęczony i obładowany tobołami wspinam się po schodach
naszego mieszkania na 5 piętrze, bo znowu zepsuła się winda. Uśmiecham się, gdy
przez zamknięte drzwi słyszę wesoły pisk dziecka i tupot małych stóp w
przedpokoju, a do tego radosny śmiech kobiety. Otwieram cichutko drzwi, wnoszę
walizkę robiąc przy tym jak najmniej hałasu. Rozpędzony chłopiec zatrzymuje się
na mój widok w ślizgu i klapie zdziwiony na chudy tyłek. Jego malutka buzia
rozciąga się w uśmiechu, gdy przykucam i wyciągam do niego ręce. Zbiera się
nieporadnie z dywanu i rzuca się mi uradowany na szyję.
- Tata! –
krzyczy na całe osiedle, a ja zastygam zdziwiony, bo pierwszy raz nazwał mnie
tatą. Przedziwne uczucie, chyba jestem dumny, bo do tej pory mówił do mnie
wujku. Przytulam go mocniej w geście akceptacji, bo tego jak mi się wydaje
oczekiwał.
Podnoszę się
z nim w ramionach i spoglądam na opartą o framugę kuchennych drzwi Gosię. Jest
ewidentnie wzruszona, bo ma łzy w oczach.
Ona rzadko okazuje emocje, więc musiało to na niej zrobić duże wrażenie.
Uśmiecham się do niej delikatnie, odpowiada mi tym samym. Podchodzi do nas i
całuje mnie w usta. Miłosz piszcząc i podskakując wesoło na moich rękach całuje
w policzek raz mnie, raz Gosię. Wyglądała jakoś inaczej, sam nie wiem, co się
zmieniło.
- Miłoszku
puścisz mnie? Pójdę się umyć, a potem wrócę?- mały nie chce zejść z moich rąk i
kręci główką, gdy chcę go postawić na ziemi.
- Nie, nie
tata nie – ciągle słowo tata jest mi trochę obce i dziwnie brzmi. Trzyma mnie
za koszulkę ze strachem w oczach.
- Spokojnie
synek, pamiętasz, co ci obiecałem jak wyjeżdżałem?
-
Przytulasek! – chłopczyk klaszcze w rączki patrząc na mnie jak na zbawiciela.
- No właśnie
nowy przytulasek czeka w walizce. Wezmę prysznic i ci go dam, a potem utulę do
snu dobra? – przytakuje mi ruszając główką i siada grzecznie na kanapie i karze
natychmiast iść do łazienki.
Odświeżony i
troszkę mniej umęczony przyglądam się mojej rodzinie. Jeszcze 3 lata temu nie
wyobrażałem sobie nawet, że mając niewiele ponad 20 lat będę mężem i ojcem. Mam
spore obawy jak to będzie wyglądać dalej, ale jestem pewny, że ją kocham i
kocham tego brzdąca, który waruje przy mojej walizce nie odrywając od niej
wzroku. Wyciągam fioletowego pluszaka, którego wybierałem razem z Igłą, bo on
ma większe doświadczenie, jeśli chodzi o takie rzeczy. Jestem totalnie
nieporadny i zadziwia mnie reakcja chłopca, który cieszy się z tego kawałka
szmaty z oczami jakbym, co najmniej podarował mu księżniczkę i pół królestwa.
Wiem, że w swoim króciutkim życiu pewnie nigdy nie dostał prezentu i cholera
jasna wzruszyłem się. Mięknę przy tym dziecku. Miłosz biega po pokoju w
kolorowej piżamce w renifery tuląc do piersi zabawkę. Wyciąga do mnie kościste
łapki i w podzięce obejmuje moją szyję. Gosia śmieje się z mojej miny, ona
łatwiej weszła w rolę matki, mimo, że ta adopcja wyszła z mojej inicjatywy, to
mnie poruszyła jego smutna historia, gdy byłem w szpitalu dziecięcym w ramach
Fundacji Herosi. Nie wiem jak ktoś mógł tak po prostu wyrzucić to dziecko na
śmietnik.
- Chodź
maluszku idziemy spać, bo i tak już za długo siedzisz – mały nie wygląda jakby
miął zamiar zasnąć. Oczka jak 5 złotych i szeroki uśmiech zwiastują opóźnienia.
Łapę go za małą rączkę i prowadzę do pokoiku z wymalowanymi na ścianie samochodami
z jakiejś bajki i do łóżka z równie szalona pościelą. Miłosz wyciąga spod
poduszki małą książeczkę i karze sobie poczytać „Przygody żółtej kaczuszki”.
Uwieszam się lekko na brzegu łóżka, boję się, że rozleci się pod moim ciężarem.
Dzieciak kładzie głowę na moim ramieniu i tuli fioletowego miśka. Po
przeczytaniu kilku linijek tekstu słyszę jego równomierne posapywanie.
Delikatnie przykryłem jego małe ciałko kołderką, pocałowałem w czoło i cichutko
opuściłem pomieszczenie zostawiając uchylone drzwi.
Podchodzę do
nieco zestresowanej żony i obejmuję ją stęsknionymi ramionami. Łapie mnie za
ręce gdy kładę je na jej brzuch. Wróć! Zastygam na moment i podciągam szeroką
męską bluzę z logo Politechniki Warszawskiej. Dotykam twardej wypukłości niżej pępka
i już wiem, czemu wydawała mi się jakaś inna, taka promienna i szczęśliwa. Nie
jestem ekspertem, ale podejrzewam, że właśnie zostałem poinformowany w sposób
organoleptyczny o tym, że zostanę ojcem. Nie wiem jak mam zareagować. Jestem
szczerym facetem, więc przytulam się tylko do jej pleców, głaszcząc jej
brzuszek. Ona śmieje się obracając się przodem.
- Zbyszek
masz minę jakbyś się dowiedział, że jutro koniec świata, a nie to, że jesteśmy
w ciąży – nie ma do mnie pretensji, bo wie, że przywyknę do tej myśli.
- Boję się,
boję się, ze nie podołam, że nie będę dobrym ojcem – jestem przerażony. Niby
wiedziałem, że to nastąpi, bo nie zabezpieczaliśmy się od kilku tygodni. Starałem
się przygotować, ale strach jest silniejszy.
- Ja też się
boję, nawet bardzo, ale pragnę tego dziecka i je kocham najbardziej na świecie
– patrzy na mnie tymi swoimi smutnymi brązowymi oczami i mam ochotę ją pocałować…
- Damy radę!
Kto jak nie my??...
GOSIA
Dolegliwości
pierwszego trymestru mijają. Nie obejmuję ramionami muszli każdego ranka
czekając, aż Zbyszek zaparzy mi imbirową herbatkę. Nie muszę go już wyganiać z łazienki,
gdy zmartwiony przytrzymywał moje włosy, wycierał twarz mokrym ręcznikiem i
podawał kubek z wodą do wypłukania ust.
Teraz mam ochotę na obejmowanie rękami i ustami czegoś zgoła odmiennego.
Szalejące hormony powodują u mnie wzmożoną ochotę na seks i mój umysł generuje
niezdrową ilość erotycznych snów pod nieobecność męża. Wybudzona o nieprzyzwoitej porze mam ochotę
złapać za aparat i zrobić ukochanemu seks telefon w środku nocy. Niestety nie
jest w pokoju sam. Rucek nie byłby zachwycony tego rodzaju ekscesami. No cóż
byleby do jutra.
Zbyszek
przywykł do myśli, że pojawi się w naszym życiu maleństwo i wczuwa się w rolę
ojca. Miłosz robi za królika doświadczalnego, ale wydaje mi się, że obaj się
świetnie bawią.
Mały z
wielką radością spędza czas z nową rodziną, szaleńczo ciesząc się z posiadania
dziadków. Dziadek Leon z chęcią zgodził się zaopiekować nim w noc powrotu
Zbyszka, bo i tak chłopiec by już spał. Moja teściowa zachwycona nie będzie,
ale to już nie moja sprawa, teść sobie z nią poradzi.
Mój ukochany
wraca późnym wieczorem starając się nie robić hałasu. Zapewne myśli, że śpimy.
- Cześć
kochanie – tatusiek podskakuje przestraszony, upuszczając z hukiem walizkę.
- Myślałem,
ze śpicie. Gdzie Miłoszek? – uśmiecha się do mnie szeroko przytulając mnie do
swojej piersi.
- Spędza noc
z dziadkiem Leonem – szepczę rozpinając jego bluzę.
- Och ty
moja napalona spryciulo! – chwilę później leżę już na sypialnianym łóżku prawie
naga i rozpalona jak piec hutniczy – Wiesz, że dziwnie się czuję robiąc z tobą
te wszystkie miłe rzeczy, przecież nasza kruszynka widzi tam ojca albo raczej część
ciała, której widzieć nie powinna.
- Teraz to
ono na pewno śpi, a wiesz co mówił lekarz. Dobry orgazm wpływa relaksująco nie
tylko na mnie, ale i na dziecko. Więc przestań gadać i mnie kochaj – więcej nie
padło już ani jedno słowo. Jedynymi dźwiękami były nasze jęki, przyspieszone
oddechy i odgłos ciał uderzających o siebie w miłosnej ekstazie. Sama nadaję rytm,
unosząc się i opadając. Dotykam jego idealnego ciała, napawając oczy jego
pięknem przy nikłym świetle lampki okrytej czerwonym abażurem. W chwili
największej przyjemności ginę w kakofonii naszych krzyków i pozwalam sobie na
całkowite spełnienie spotęgowane jego ciepłym szczytowaniem we mnie.
ZBYSZEK
Z coraz
mniejszą paniką patrzę na rosnący brzuszek mojej żony. Ciągle mam obawy wiążące
się z nadmiarem obowiązków, które nagle spadną na nasze głowy. Kończy się pewien
etap w moim życiu, czas beztroski, podróży do ciepłych krajów na 3 dni urlopu i
zabaw do rana, które oboje lubiliśmy.
To wspólne
oczekiwanie na naszą jak się okazało córeczkę tak mnie wciągnęło, że wszystko
inne zeszło na dalszy plan. Przeczytałem chyba wszystkie książki o niemowlętach
ciąży, jakie zostały wydane.
Starałem się
zachowywać spokój, gdy zaczęła się akcja porodowa, gdy Gosia ściskała moją rękę
wijąc się w bólach. Rozkleiłem się dopiero, gdy położna dała mi w ramiona
okrwawione, czerwone i pomarszczone dzieciątko. Mimo wszystko wydawało mi się,
że ta kwiląca dziewczynka jest najpiękniejszym dzieckiem na świecie i niech by
mi ktoś powiedział, ze jest inaczej….
- Nie, jeszcze nie. Nie przerywaj
tego – proszę ze łzami w oczach chcąc jeszcze przez chwilę nacieszyć się
ciepłem, które wtedy odczuwałem, spokojem, który ogarnął moje ciało,
bezpieczeństwem.
- Kończy nam się czas kochany i tak
wynegocjowałam go dla ciebie więcej. Musimy już iść. Musisz zmierzyć się z
wiecznością, która cię czeka – ciągnie mnie za rękę w kierunku wielkiego skrzyżowania
składającego się tylko z dwóch kierunków. Widzę swoich rodziców i dziadków
stających przy rozwidleniu – Mam nadzieję, że dobrze wybierzesz drogę, czekam
na ciebie i zawsze czekać będę.
- Pomóż mi, błagam – upadam na kolana
zostając sama. Ona zniknęła wraz z moimi dawno zmarłymi bliskimi – w którą
stronę mam iść?.....
Oddaję wam do przeczytania ostatni
odcinek. Jeszcze tylko epilog i pożegnamy się ze Zbyszkiem i Gosią. Przyroda
nie lubi jednak pustki i może porywam się z motyką na słońce, ale chcę napisać
coś innego. Mniej depresyjnego, lżejszego. Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. W
każdym razie zapraszam na http://nierealnierealni.blogspot.com/