WSPOMNIENIE CZWARTE
Kiedy znajdziemy się na zakręcie,
co z nami będzie?
Świat rozpędzi się niebezpiecznie,
co z nami będzie?
nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź,
może lepiej gdy nam teraz nic nie powie.
co z nami będzie?
Świat rozpędzi się niebezpiecznie,
co z nami będzie?
nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź,
może lepiej gdy nam teraz nic nie powie.
ZBYSZEK
- Monia, bo
mnie udusisz!
- Wiercisz
się jak kotka w rui! – narzeczona przyjaciela usiłuje okiełznać mój ślubny
krawat robiąc przy tym więcej szkody niż dobrego.
- W rui
może, ale raczej tygrys – wbrew wszystkiemu humor mi dopisuje, chociaż chcę już
tą całą uroczystość mieć za sobą.
- Tak
Zbyszku, tak słódź sobie dalej. Stój prosto, nie garb się przed ołtarzem, nie
chichocz. Po tobie można się wszystkiego spodziewać - Monika jest bardziej
przejęta niż ja sam.
- Uspokój
się! To ja się żenię, a nie ty. Będziesz Miśka tak strofować jak będziecie brać
ślub. Ja wiem, co robię! - nie lubię jak
mnie ktoś traktuje jak wioskowego głupka. Tylko tego brakuje żeby mi ciśnienie
podniosła wariatka jedna – Wychodzę!
- Gdzie
leziesz? Chyba nie uciekniesz sprzed ołtarza? Zibi wracaj! Gośka mnie zabije.
Poczekaj! – doprowadziłem biedną dziewczynę do płaczu, ale w sumie się jej
należało.
- Spokojnie
Monia. Idę do Gosi, żeby ona nie zawinęła kiecy i nie zwiała – trzasnąłem
drzwiami na pożegnanie żeby czasem nie przyszło jej do głowy mnie zatrzymywać.
Stoję w
pokoju mojej żony, którą poślubię dzisiaj drugi raz. Wygląda olśniewająco w
kremowej, długiej, koronkowej sukience. We włosy wpięte ma świeże kwiaty.
Prezentuje się pięknie i niewinnie, jak prawdziwa panna młoda tylko, że nie w
bieli.
- Ślicznie
wyglądasz – Gosia podskakuje przerażona, gdy łapię ją z tyłu za ramiona.
- Zbyszek
zamorduję cię w dzień ślubu! Nie strasz mnie więcej – kładzie nogę na wysokim
krześle żeby poprawić pończochy i podwiązkę. Kładę rękę na jej kolanie i sunę
dłonią tuż za jej ręką, aż po koronkowe zakończenie pończoch. Usiłuje obciągnąć
sukienkę, ale nie pozwalam jej na to. Kładę palce na nagą, gładką skórę pod
paskiem do pończoch.
- Przestań!
Co ty wyprawiasz? – śmieje się oganiając się ode mnie jak od natrętnej muchy.
- No, co
skarbie. Ostatni grzeszny seksik? Jutro już będziemy się kochać, jako
pobłogosławione małżeństwo.
- Popsujesz
mi fryzurę i pognieciesz sukienkę! Weź tą łapę! – nie bardzo przejmuję się jej
protestami, bo wcale nie ściąga nogi z krzesła.
- Będę
bardzo ostrożny – szepczę przygryzając płatek jej ucha, jednocześnie pieszcząc
ją przez materiał majtek – Nic nie zniszczę.
- Zbyszek
przestań – odchyla głowę i wtula się plecami we mnie. Język mówi jedno, ale
ciało zupełnie coś innego. Kręci zachęcająco pupą, przyprawiając mnie o
mocniejsze bicie serca.
Pukanie do
drzwi sprawia, że odskakujemy od siebie jak poparzeni. Sekundę później do
pokoju wpada zziajany Kubiak, obrzuca nas dziwnym spojrzeniem i uśmiecha się
pod nosem. Domyślił się, co tu się działo, bo oboje wyglądamy jak dzieci
twierdzące, że ulubiony serwis mamy stłukła nasza pluszowa przytulanka. Oboje
ciężko oddychamy i nerwowo poprawiamy swoje odzienie.
- Chodźcie,
bo spóźnicie się na własny ślub, bo wam amory w głowie.
Czynimy
ostatnie poprawki, próbujemy opanować oddech i zamaskować rumiane policzki.
- Przypomnij
mi Zbyszek, po co my to w ogóle robimy? Przecież jesteśmy już małżeństwem. Po
co nam ta cała szopka?
- Dla
naszych rodziców Gosieńko! – łapię ją za rękę i ruszamy w kierunku samochodu.
- Taaaaak
szczególnie dla twojej mamusi. Ona to by mnie wysłała w kosmos, bez biletu
powrotnego.
- Spokojnie
moja mała złośnico,. Moja matka nie mu to nic do powiedzenia – przytulam ją do
siebie całując mocno w usta. Napięcie między nami rośnie. Nie wiem jak my
przetrwamy to całe wesele.
- Myślę mój
drogi, że urwiemy się na noc poślubną wcześnie niż wszyscy się spodziewają –
potakuję jej z ogromnym entuzjazmem, nie mogąc jednak wydobyć z siebie słowa,
bo w tej chwili jej język mi w tym przeszkadza.
GOSIA
- Ja Małgorzata
biorę sobie ciebie Zbigniewie za męża… - byłam totalnie zestresowana ślubując
mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, choć wydawało mi się, że nic mnie
rusza, Wzruszyłam się bardziej niż moja mama i siostra razem wzięte.
- Żono
przyjmij tę obrączkę… - nie byłam przekonana do ślubu kościelnego, ale teraz
uświadamiam sobie, że nie ważne, co będzie później, co będzie za kilka lat. W
tej chwili liczy się tylko to, że naprawdę kocham tego dziwnego i szalonego
mężczyznę. Przyzwyczaiłam się, że traktowałam go jak dzieciaka, a teraz stoi przede
mną prawdziwy facet. Zmienił się przez te kilka lat, zmężniał.
Wesele jak
każde inne, typowo polskie. Zabawa była przednia, obcokrajowcy byli zachwyceni,
a my mieliśmy ochotę opuścić ten przybytek jak najszybciej. W akompaniamencie
śmiechów, przyśpiewek i życzeń spłodzenia potomka, około drugiej oddaliśmy
rządy w ręce naszych świadków i pojechaliśmy do domu skonsumować to małżeństwo.
Czułam się
niczym dziewica, gdy w samochodzie zerkaliśmy na siebie z tajemniczymi
uśmiechami. Nie było między nami grama nieśmiałości ani fałszywej skromności.
Znamy się doskonale, także swoją fizyczność i seksualność. Dzisiaj jest inaczej
niż zwykle, jakby podniosłość tej całej uroczystości udzieliła się i nam
obojgu. Nigdzie nam się nie spieszyło, powoli wchodziliśmy po schodach do
naszego mieszkania.
- Wiesz
Gosiu, że nie ma w nas za grosz romantyzmu. Chcę jednak żeby dzisiaj było
inaczej – Zbyszek przerwał ciszę, jaka panowała między nami od momentu wyjścia
z lokalu jak otwierał drzwi naszego mieszkania. Jak tylko weszłam do korytarza poczułam
subtelny zapach róż, ogień trzaskał w kominku, a wokół paliły się świece. Byłam
szczerze zaskoczona, bo do tej pory byliśmy raczej spontaniczni i niczego nie
planowaliśmy.
- To jest
piękne! Dziękuje kochanie! – całowaliśmy się z żarłoczną namiętnością, ale i z
czułością. Seks był dla nas zawsze bardzo ważny i zajmował wyjątkowe miejsce w
naszym życiu. Był zawsze źródłem satysfakcji i przyjemności nie tylko
fizycznej. Czerpaliśmy ogromną przyjemność ze swojej bliskości i najintymniejszego
wyrażania naszego związku, miłości i emocjonalno-duchowej jedności.
Rozluźniająca
i odprężająca wspólna kąpiel w wielkiej wannie w naszej łazience pachnącej
liliami zmywa z nas zmęczenie i wprowadza w nas chęć na romantyczny, powolny
seks. Świeczki i przyciemnione światło w salonie tworzy przyjemną atmosferę.
Powoli zrzucamy z siebie ręczniki. Spokojne spojrzenia w oczy, bez skrępowania
i wstydu, pełne pożądania i miłości.
- Kocham cię
Gosiu – czuję to samo i wiem, ze jemu na mnie zależy. Mówię mu jak bardzo go
pragnę i jak dużą przyjemność sprawia mi jego dotyk. Namiętne pocałunki
podkręcają atmosferę, pozwalając nam skoncentrować się na sobie.
Subtelny
dotyk, wszędobylskie, łapczywe usta. Nawet najbardziej odważne gesty i
pieszczoty nie mają w sobie grama wyuzdania i perwersji, gdy robi się to z
osobą, której ufa się bezgranicznie i kocha najbardziej na świecie.
Przyspieszony
oddech, ciche jęki, gdy usta obejmują twardy sutek, a ręka zaciska się wokół
nabrzmiałej męskości. To są odgłosy, które nas otaczają. Gdy jego usta suną po
moim ciele mam wrażenie, że w ekstazie opuszczam swoje ciało. Nie liczy się nic
oprócz jego warg, słodszych niż najwspanialsze nektary świata. Nasze nagie
ciała ocierają się o siebie będąc dla siebie stworzonymi. Pomimo różnic
pasujemy do siebie pod każdym względem. Powolne ruchy bioder, jego zielone oczy
z rozszerzonymi źrenicami utkwione w mojej twarzy, rozkosznie rozchylone i opuchnięte
od pocałunków usta sprawiają, ze dochodzę na szczyt szybciej niż bym
chciała. To właśnie on, jako jedyny
mężczyzna w moim życiu, do tego stopnia przejął kontrolę nad moim ciałem i
umysłem, że nie mam ochoty opuszczać jego ramion. Jęk jego ekstazy, drżenie
jego ciała to dla mnie najwspanialsza poezja, najbardziej podniecający erotyk,
może nico wyuzdany, ale mój. Jego ciało naznaczone moim zapachem, moimi ustami
i oplecione teraz moimi ramionami i udami to wszystko, co zaprząta moją głowę w
tej chwili. Słodki bezruch po obezwładniającym orgazmie, nasze splecione
dłonie, rozluźnione ciała - uwielbiam takie chwile szczególnie teraz, kiedy
wiem, że nikt nam tego nie przerwie, bo jesteśmy całkowicie odcięci od świata.
Czując jego gorący oddech na szyi i dłoń gładząca wilgotną skórę nabieram
ochoty na więcej. Cały ten akt to nie tylko zaspokojenie żądzy, rozładowanie napięcia,
ale prawdziwe oddanie ukochanemu nie tylko ciała, ale i duszy. Nie wiem czy
będziemy razem przez całe życie, nie wiem czy będziemy się kochać, czy będziemy
sobie wierni do śmierci. Wiem jednak, że w tej chwili oboje chcemy tej
przysięgi dochować. Ja złożonej przed Bogiem, on przed ludźmi i samym sobą…
- To zawsze było coś więcej niż seks,
od pierwszego razu – jej głos wyrywa mnie z krainy marzeń. Jej wspomnienia były
tak plastyczne, że znów poczułem się młody i szczęśliwy, najszczęśliwszy na
świecie.
- Było! Było, ale bardzo krótko.
Obiecywałaś mi, że się razem zestarzejemy. Pamiętasz jak śmiałaś się, że razem
będziemy przeżywać twoje siwienie i moje łysienie. Mieliśmy wspólnie wychowywać
dzieci i cieszyć się wnukami. I co?
Zostawiłaś mnie! – przemawia przeze mnie ogromny żal. Sam nie wiem, do
kogo, bo przecież to nie jej wina.
- Wiesz, że nie chciałam cię
zostawić. Najzabawniejsze jest jednak to, że ja zdążyła osiwieć, a no cóż ty
nadmiarem włosów nie grzeszyłeś. Tej części obietnicy dochowałam. – wcale mnie
nie bawi jej żart, bo nie podoba mi się to, że całe nasze życie skróciliśmy do
ośmiu lat.
- Nie chciałaś, ale odeszłaś, bez
możliwości powrotu, ale twoja śmierć nie jest moim najgorszym wspomnienie. Już wiesz,
co mi chodzi po głowie prawda?
- Zbyszek nie! Sam dodajesz sobie
bólu, wzmagasz cierpienie i rozdrapujesz rany wyciągając z zakamarków pamięci akurat
te wspomnienia.
- Nie umiem inaczej kochanie – łzy płyną
po moich policzkach jak słyszę już w moje głowie monotonnie odmawiany różaniec.
Czuję chłód ciemnej kaplicy i ten zapach, który towarzyszył mi przez wiele lat…