piątek, 7 czerwca 2013

OJCEM ZOSTAĆ ŁATWO, ZNACZNIE TRUDNIEJ NIM BYĆ!



WSPOMNIENIE PIERWSZE


   Proszę, podaruj mi uśmiech i miłość
A uczucie oddam ze zdwojoną siłą
            Nie jest moją winą, że zapominasz o mnie
                      Że jestem tylko dzieckiem, samemu nie dorosnę

Czas leczy rany! Ktokolwiek to powiedział, kłamał. Kilka miesięcy po jej śmierci ciągle żyję jak w amoku, w matni, z której nie ma wyjścia. Sen, mało snu, trening, dzieci, trening, dzieci. Chyba mnie to wszystko przerosło.
Budzi mnie kwilenie Patryka. Z zamkniętymi oczami idę do łóżeczka, które dla wygody wstawiłem do swojej sypialni. Jak w lunatycznym śnie zmieniam jego mokrą pieluchę, daję mu jeść i usiłuję uśpić. Mały jakby na złość cały czas marudzi, płacze i nie ma zamiaru pozwolić mi odpocząć. Odkąd odebrałem go ze szpitala, tak wygląda każda moja noc, nie mogę wiecznie zwalać obowiązku opieki na moich rodziców. Robią to tylko wtedy, gdy wyjeżdżam.

-, Co ci źle malutki? Masz suchą pieluchę, jesteś najedzony. Co ma zrobić żebyś zasnął? – Głaszczę jego główkę pochylając się nad drewnianym łóżeczkiem. Mówię do niego, macham idiotyczną zabawką, a on ciągle płacze, krzywi się i wcale mu nie po drodze ze snem. Jestem bezsilny, zupełnie nie wiem, co zrobić. Nie pomaga kołysanie ani noszenie. Przestaję nad sobą panować, rzucam go niedelikatnie na materac, łapiąc za malutkie ramiona. Mam ochotę nim potrząsnąć!
-, Czego chcesz gówniarzu!!!! -  Krzyczę pozbawiony kontroli.
Zastygam, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Chłopiec otwiera szeroko, malutkie, przestraszone, brązowe oczka i wybucha spazmatycznym wrzaskiem. Zanosi się płaczem, tracąc oddech. Jego blade, mokre policzki nabierają sinego koloru. Przez ten ułamek sekundy, gdy patrzyłem w jego oczy wydawało mi się, że to ona, to jej tęczówki patrzą na mnie z wielkim zawodem.
- Mój Boże! Co ja wyprawiam. Jestem potworem! – Osuwam się opierając plecy o szczebelki i ukrywam twarz w dłoniach. Chciałbym w tej chwili umrzeć, zniknąć, żeby tylko oderwać się od mojego życia. Szloch syna przywraca mnie do rzeczywistości, biorę go na ręce i przytulam do piersi.
- Przepraszam synku, tak bardzo cię przepraszam – mały o dziwo uspokaja się, gdy przytulam jego główkę do swojego serca. Oddycha coraz spokojniej, jego malutkie ciałko przestaje drżeć. 
Hałasy dobiegające z mojej sypialni budzą pozostałą dwójkę, bo drzwi uchylają się i pojawia się w nich Miłosz trzymający za rękę Zuzę, która ciągnęła za ucho pluszowego królika, z którym nie rozstaje się od kilku miesięcy. Oboje są przestraszeni, na buzi dziewczynki widać zaschnięte ślady łez, ciągle pociąga zasmarkanym noskiem przestępując z nogi na nogę. Opadnięte spodenki od piżamki sięgają je do połowy pulchnych nóżek, a bose stópki przyklejają się do paneli. Widok moich przerażonych dzieci potęguje jeszcze bardziej wyrzuty sumienia. Kucam i wyciągam do nich dłoń. Podchodzą do mnie z dużym dystansem ciągle trzymając się za ręce. Moje dzieci się mnie boją! Jestem zszokowany tym odkryciem. 

Miłosz obejmuje moją szyję uważając żeby nie ścisnąć zbyt mocno Patryka.
- Damy rade tatusiu. Pomogę ci. Jestem już duży. – Stają mi łzy w oczach, gdy to słyszę.
- Wiem synku. Razem zawsze damy radę. Kocham was. – Całuję go we włosy, przytulając Zuzę, która położyła główkę na moim ramieniu. Siedzimy tak na zimnej podłodze kilka minut.
- Koniec dzieci! Idziemy spać. – Wstaję podtrzymując Zuzę, która zasnęła na stojąco. Odkładam Patryka w kolorową pościel i przykrywam niebieskim kocykiem bezbronne ciałko.
Maluchy stoją ciągle na środku pokoju zerkając nieśmiało w kierunku mojego łóżka.
- No dobra, wskakujcie – nie potrafię im w tej sytuacji niczego odmówić. Miłosz z szerokim uśmiechem wskakuje na miękki materac, przykrywając się po same uszy. Pomagam córeczce wdrapać się na łóżko, a sam kładę się obok. Zasypiają w mgnieniu oka, jak tylko dotykają głowami poduszki. Zabieram Zuzi Śmierdziela. Takie imię Miłosz nadał pluszowemu królikowi bez prawego oka i naderwanym uchem. Mała nie pozwala go wyrzucić, ani uprać. Wrzucam brudnego i cuchnącego pluszaka pod łóżko, mając nadzieję, że o nim zapomni. Dziewczynka pozbawiona przytulanki, wtula się w moje ramię. Zaciskam mocno powieki żeby nie płakać nad swoją głupotą. Nie mogę poradzić sobie z myślą, że mogłem skrzywdzić mojego syna.  Dziecko, które tak wiele wycierpiało, tyle miesięcy walcząc o życie wśród innych wcześniaków, które nie miały tyle szczęścia. Nie miały ojca, którego było stać na najlepszą opiekę, ale nie było go stać na okazanie odrobiny uczucia.


Budzę się rano skulony na brzegu łóżka. Miłosz śpi w poprzek, a Zuza z głową w nogach i stopami na mojej twarzy. Wstaję cichutko, podchodzę do łóżeczka, w którym Patryk gaworzy po swojemu próbując włożyć swoje nóżki do buzi. Macha wesoło rączkami, gdy mnie widzi, tak jakby wczorajszej nocy nic się nie wydarzyło. Od tego momentu mój poranek wygląda jak każdy inny. Przebieram małego, karmię go i wkładam do kojca w salonie. Najedzony i zadowolony powraca do swojej jakże zajmującej czynności – ciągle usiłuje odgryźć sobie palce u stópek. Widzę jak niewiele ta kruszyna potrzebuje do szczęścia. Sucha pielucha, jedzenie i …moja miłość. Zaciskam dłonie w pięści, gdy zdaje sobie sprawę jak wiele miesięcy minęło zanim byłem w stanie dać mu to ostatnie. Chyba podświadomie obarczałem go winą za jej śmierć. Teraz wreszcie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że kocham całą moją trójkę tak samo. Głaszczę go po okrągłej buźce, a on cieszy się próbując złapać mnie za palec.
Idę obudzić Miłosza – umiłowanie do snu ma chyba po mnie. W jego wypadku sprawdza się powiedzenie, że nie ważne, kto spłodził, ale ważne, kto wychowuje i kocha. Mimo, że nie łączą nas więzy krwi, to jest bardzie mój niż ustawa przewiduje.
- Wstawaj chłopie, bo spóźnisz się do przedszkola – Miłosz krzywi się niemiłosiernie i zaciska oczy udając, że mnie nie słyszy.
Siadam na łóżku czekając, aż wreszcie wygramoli się spod kołdry. Niespodziewanie siada ma moich kolanach zupełnie rozbudzony.
- Tato, tęsknię za mamą – przytula się do mnie z siłą, jakiej bym się po nim nie spodziewał – Chciałbym żeby tu była – w tym momencie czuję jak po mojej szyi płyną jego łzy.
- Ja też tęsknię, ale nic na to nie poradzę. Musimy być silni, bo maluchy nas potrzebują – mam ochotę się popłakać tak na dobre. Czuję się jakby mi właśnie spadły klapki z oczu i właśnie zrozumiałem jak bardzo zaniedbywałem swoje dzieci, unikałem bliższego kontaktu jak ognia, nie przytulałem i nie pocieszałem. Byłem pogrążony w rozpaczy i żałobie, nie wiedząc, że nie tylko ja cierpię. Oblałem najważniejszy egzamin w moim życiu, egzamin z ojcostwa.
- Miłoszku chodź na śniadanie. Odwiozę cię do przedszkola. Odbiorę cię dzisiaj i spędzimy wspólnie popołudnie. Pójdziemy do kina albo na plac zabaw – próbuje zmienić temat, choć wiem, ze będę musiał wreszcie porozmawiać z nimi o Gosi.
- Naprawdę? Tak dawno nigdzie mnie nie zabierałeś. – Młody nieświadomie wpędza mnie w coraz większe poczucie winy.
- Tak, chodź herbata ci stygnie – Miłosz zeskakuje z moich kolan i biegnie do łazienki. Zerkam jeszcze na rozkrzyżowaną na łóżku Zuzkę. Wygląda jak mały aniołek z zarumienionymi policzkami i burzą czarnych loczków wokół okrągłej buźki. Nie mam serca jej budzić, ale zaraz przyjdzie pani Helenka, miła starsza kobieta, która opiekuje się dzieciakami.


Czuję się dziwnie, gdy przy śniadaniu Miłosz z wielkim zacięciem opowiada mi o swoich kolegach i koleżankach z przedszkola. Piotrek ma świetne resoraki, Kasia z dwoma śmiesznymi warkoczykami przynosi najlepsze babeczki, chociaż dawniej to on takie przynosił, bo mama nie miała sobie równych, a Grześka i Julka zawsze odbierają tatusiowie. Pomimo, iż jest tylko dzieckiem zdał sobie sprawę, że sprawił mi przykrość.
- Tatusiu, przepraszam nie chciałem – zacisnąłem pięści na blacie opierając głowę o szafkę nad zlewem.
Jeżeli zawsze będę tak reagował to wpędzę moje dzieci w chorobę nerwową.
- W porządku, wszystko w porządku – odwracam się i serce mi pęka na widok jego załzawionych oczu i trzęsącej się brody. Klękam przy krześle, na którym siedzi i obejmuję go mocno. Znowu jest wystraszony, ostatnio albo go ignoruję albo na niego krzyczę. Wspaniały ze mnie ojciec, w chuj idealny!
Z letargu wyrywa mnie widok moje córki stojącej w drzwiach kuchni. A jakże ściskającej pod pachą swoją ulubioną zabawkę. Miłosz z jękiem uderza głową o stół, gdy zobaczył to, co ja.
- No cio? Tata jeść – mała podchodzi do mnie trąc rączkami zaspane oczka. Sadzam ją na wysokim krześle, daję na śniadanie kaszkę na widok, której pociąga mnie na wymioty.
- Miłosz pośpiesz się, bo zaraz musimy jechać – popędzam syna słysząc dzwonek do drzwi.
Wpuszczam do mieszkania panią Helenkę, urocza starsza pani z wielkim oddaniem opiekuje się moimi dziećmi. Traktuje je jak własne wnuki.
- Dzień dobry Zbyszku – kobieta uśmiecha się do mnie dobrotliwie klepiąc mnie po plecach.
- Zuza je śniadanie, mały leży spokojnie w salonie, a my z Miłoszem już wychodzimy. Potem zabiorę go gdzieś. Muszę spędzić z nim trochę czasu.
- Wreszcie to zrozumiałeś chłopcze. Jeśli będziesz chciał z kimś porozmawiać to jestem do dyspozycji. Ja wiele przeżyłam i wiele rozumiem…


Nagle zapada ciemność, Znów stoję w swoim pokoju i trzymam cię za rękę.
- Wiesz Zbyszku jak wtedy zawiodłeś, ale naprawiłeś swój błąd. Teraz możesz być pewny, że dobrze wychowałeś nasze dzieci. Miałeś kłopoty, popełniałeś błędy, ale kochałeś je i stanąłeś na wysokości zadania! Dręczyło cię poczucie winy przez wiele lat, ale czas już o tym zapomnieć! Teraz przeniesiesz się w inne miejsce, zdecydowanie milsze wspomnienie, dla nas obojga. Pamiętasz jak się poznaliśmy??
- Jak mógłbym zapomnieć! – Ursynów, moje pierwsze własne mieszkanie. Krok w dorosłość, pierwszy z wielu.
Przeraża mnie tylko myśl, że będę musiał przeżywać to, co ten uśmiechnięty osiemnastolatek, burza hormonów i głowa zaprzątnięta tylko siatkówką i seksem. To chyba zbyt wiele jak dla 67 latka. Chociaż w sumie na zawał nie zejdę, bo w końcu i tak jestem martwy.
Znów to dziwne uczucie zmuszające mnie do wejścia w ciało śpiącego chłopaka. Uśmiecham się na myśl o tym, co będziemy wspominać i tym razem wcale nie stawiam oporu.

15 komentarzy:

  1. nie powiem, troszkę się przeraziłam, gdy Zibi potraktował Patryka, jak szmacianą lalkę, na szczęście zrozumiał swój błąd zanim stało się jakieś nieszczęście. strasznie tu smutno, mam nadzieję, że inne wspomnienia będą weselsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się Zbyszkowi ze po śmierci Gosi tak jakby zamknął się w sobie i dzieci zeszły na dalszy pewnie nie nawet drugi plan. Nie każdy potrafi sobie poradzić ze stratą ukochanej osoby i żyć dalej a swoje żale zostawiać na wieczór wypłakując je do poduszko. Najważniejsze jest to ze Bartman się otrząsnął, dostrzegł to że nie może się tak zachowywać, że dzieciaki go potrzebują w pełnym wymiarze by był ich 100% ojcem a nie tylko w jakimś tam procencie. Ja dzieciaczki już pokochałam, w opowiadaniach mam dziwną słabość od dzieci, w realu już tak powiedzieć nie mogę :P
    Może to wyda ci się dziwne(może nawet głupie) ale kiedy Zbyszek tak rzucił Patrykiem z wściekłością a potem zaraz zorientował się co się dzieje i że zachowuje się jak potwór, doskonale wiedziałam co on czuje. Sama dzieci nie posiadam, ale tez kiedyś w obliczu wielkiego zdenerwowania przywaliłam mojemu ukochanemu kociakowi i poczułam się po tym fatalnie i miałam ogromne wyrzuty sumienia. Patryk przecież tak naprawdę nie wiedział dlaczego Zbyszek się tak zachował i wystraszył się go. Dobre że Bartman się ogarnął szybko.
    Czekam na te pierwsze wspomnienia Zbyszka kiedy był nieogarniętym nastolatkiem, coś mi mówi ze to może być zabawne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Zibi, Zibi. Rozdział świetny! Czekam na dalszą część! Informuj mnie roszę :)

    Zapraszam na pierwszy rozdział na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
    Mam nadzieję, że się spodoba :)
    Całuję, camilla.;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy w życiu popełnia błędy na których się uczy. Zibiemu było ciężko gdy został sam z trójką małych dzieci. Czekam z niecierpliwością na kolejne wspomnienie ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohhh. Nie mam słów, żeby opisać to, co czuję w tym momencie.
    Przede wszystkim chyba chciałabym walnąć Zbyszkowi w twarz za to, jak traktował swojego syna. Niektórzy ludzie zrobiliby WSZYSTKO, żeby mieć dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, ze się opamiętał, bo miałam ochotę coś mu zrobić. Fakt, że czasem jesteśmy zbyt zajęci własnymi problemami, by zauważyć cudze, ale to już przesada. Ciekawe jakie dalsze losy dla niego wymyśliłaś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pierniczę :) Wciągnęłam opowieść w dość szybkim czasie. Powiem tak, dobrze, że Zbychu się ogarnął. Czekam na następne wspomnienia :)
    Zapraszam na http://siatkarski-aut.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja go tam rozumiem. Mimo iż sama jeszcze dzieci nie mam, to po starciach ze starszym rodzeństwem wiem, jak czasami ciężko wychowuje się dzieci. Tym bardziej, jeśli ma się taki zawód, który praktycznie cały dzień zobowiązuje do siedzenia poza domem. Cóż, najważniejsze, że Zbyszek zrozumiał swój błąd. Bo pomimo częstego wyczerpania, dzieci tak czy siak są wspaniałe i dla ojca najważniejsze. :)) Gośka byłaby z niego dumna!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zauważyłam, że przeczytałaś prolog i I rozdział, więc z chęcią informuję cię o pojawieniu się kolejnego :)
    przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
    całuję, camilla.;*

    OdpowiedzUsuń
  10. W sumie to ja go w miarę rozumiem. Wychowywanie dzieci nie należy do łatwych obowiązków , a jeszcze gdy ma się taką pracę a nie inna . Smutne to , ale czekam na kolejne ( mam cichutką nadzieję , że troszkę weselsze :] )

    Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    nieuchwytna-perwersja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Chociaż na początku byłam w szoku, to jestem w stanie zrozumieć jego zachowanie. Najważniejsze, że wszystko zrozumiał w porę i naprawił swoje błędy. Dzieci zawsze wszystko widzą. Same cierpiały, a mimo to chciały tylko pomóc tacie. To się nazywa miłość :). Świetne! Czytałam ze łzami w oczach. Pozdrawiam :)

    Nowy rozdział na http://zaslugujesz-na-wiecej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem w stanie zrozumieć Zbyszka. Śmierć Gosi była dla niego ciężkim przeżyciem. Zajmowanie się domem i dziećmi, a do tego jeszcze treningi mogły na początku sprawiać problemy. Jednak Zbyszek szybko się ogarnął i zaczął ukazywać uczucia swoim dzieciom.
    Chyba rozkleiłam się na dobre...
    Pozdrawiam A. ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Wizja Zbyszka-Ojca jest dla mnie na sto procent urocza.Jednak niech Ojciec nie zachowuje się jak tyran. Mam tylko nadzieję, że Jego zachowanie wynikało z przemęczenia, lub czegoś innego. Dobrze, że w porę zrozumiał to, że nie warto tak postępować i potrafił sam przed sobą przyznać, że zachował się jak dupek.
    Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale już na samym początku moje oczy się zaszkliły. Zbychu, nigdy więcej, pamiętaj!
    Czekam na więcej, zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
  14. nauczmnie.blogspot.com
    Jedynka.

    OdpowiedzUsuń
  15. Matko uwielbiam twoje wszystkie opowiadania, ale to jest jakieś takie inne, bardzo nietypowe i zajebiste :D
    Nie mogę doczekać się więcej :)
    Dziku ostro niedoruchany tu jest, a Zibi jaki sen :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :>

    OdpowiedzUsuń