WSPOMNIENIE PIERWSZE
Proszę, podaruj mi uśmiech i miłość
A uczucie oddam ze zdwojoną siłą
Nie jest moją winą, że zapominasz o mnie
Że jestem tylko dzieckiem, samemu nie dorosnę
A uczucie oddam ze zdwojoną siłą
Nie jest moją winą, że zapominasz o mnie
Że jestem tylko dzieckiem, samemu nie dorosnę
Czas leczy rany! Ktokolwiek to powiedział, kłamał. Kilka
miesięcy po jej śmierci ciągle żyję jak w amoku, w matni, z której nie ma
wyjścia. Sen, mało snu, trening, dzieci, trening, dzieci. Chyba mnie to
wszystko przerosło.
Budzi mnie kwilenie Patryka. Z zamkniętymi oczami idę do
łóżeczka, które dla wygody wstawiłem do swojej sypialni. Jak w lunatycznym śnie
zmieniam jego mokrą pieluchę, daję mu jeść i usiłuję uśpić. Mały jakby na złość
cały czas marudzi, płacze i nie ma zamiaru pozwolić mi odpocząć. Odkąd
odebrałem go ze szpitala, tak wygląda każda moja noc, nie mogę wiecznie zwalać
obowiązku opieki na moich rodziców. Robią to tylko wtedy, gdy wyjeżdżam.
-, Co ci źle malutki? Masz suchą pieluchę, jesteś najedzony.
Co ma zrobić żebyś zasnął? – Głaszczę jego główkę pochylając się nad drewnianym
łóżeczkiem. Mówię do niego, macham idiotyczną zabawką, a on ciągle płacze,
krzywi się i wcale mu nie po drodze ze snem. Jestem bezsilny, zupełnie nie
wiem, co zrobić. Nie pomaga kołysanie ani noszenie. Przestaję nad sobą panować,
rzucam go niedelikatnie na materac, łapiąc za malutkie ramiona. Mam ochotę nim
potrząsnąć!
-, Czego chcesz gówniarzu!!!! - Krzyczę pozbawiony kontroli.
Zastygam, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Chłopiec
otwiera szeroko, malutkie, przestraszone, brązowe oczka i wybucha spazmatycznym
wrzaskiem. Zanosi się płaczem, tracąc oddech. Jego blade, mokre policzki
nabierają sinego koloru. Przez ten ułamek sekundy, gdy patrzyłem w jego oczy
wydawało mi się, że to ona, to jej tęczówki patrzą na mnie z wielkim zawodem.
- Mój Boże! Co ja wyprawiam. Jestem potworem! – Osuwam się
opierając plecy o szczebelki i ukrywam twarz w dłoniach. Chciałbym w tej chwili
umrzeć, zniknąć, żeby tylko oderwać się od mojego życia. Szloch syna przywraca
mnie do rzeczywistości, biorę go na ręce i przytulam do piersi.
- Przepraszam synku, tak bardzo cię przepraszam – mały o
dziwo uspokaja się, gdy przytulam jego główkę do swojego serca. Oddycha coraz
spokojniej, jego malutkie ciałko przestaje drżeć.
Hałasy dobiegające z mojej sypialni budzą pozostałą dwójkę,
bo drzwi uchylają się i pojawia się w nich Miłosz trzymający za rękę Zuzę,
która ciągnęła za ucho pluszowego królika, z którym nie rozstaje się od kilku
miesięcy. Oboje są przestraszeni, na buzi dziewczynki widać zaschnięte ślady
łez, ciągle pociąga zasmarkanym noskiem przestępując z nogi na nogę. Opadnięte
spodenki od piżamki sięgają je do połowy pulchnych nóżek, a bose stópki
przyklejają się do paneli. Widok moich przerażonych dzieci potęguje jeszcze
bardziej wyrzuty sumienia. Kucam i wyciągam do nich dłoń. Podchodzą do mnie z
dużym dystansem ciągle trzymając się za ręce. Moje dzieci się mnie boją! Jestem
zszokowany tym odkryciem.
Miłosz obejmuje moją szyję uważając żeby nie ścisnąć zbyt
mocno Patryka.
- Damy rade tatusiu. Pomogę ci. Jestem już duży. – Stają mi
łzy w oczach, gdy to słyszę.
- Wiem synku. Razem zawsze damy radę. Kocham was. – Całuję go
we włosy, przytulając Zuzę, która położyła główkę na moim ramieniu. Siedzimy
tak na zimnej podłodze kilka minut.
- Koniec dzieci! Idziemy spać. – Wstaję podtrzymując Zuzę,
która zasnęła na stojąco. Odkładam Patryka w kolorową pościel i przykrywam
niebieskim kocykiem bezbronne ciałko.
Maluchy stoją ciągle na środku pokoju zerkając nieśmiało w
kierunku mojego łóżka.
- No dobra, wskakujcie – nie potrafię im w tej sytuacji
niczego odmówić. Miłosz z szerokim uśmiechem wskakuje na miękki materac,
przykrywając się po same uszy. Pomagam córeczce wdrapać się na łóżko, a sam
kładę się obok. Zasypiają w mgnieniu oka, jak tylko dotykają głowami poduszki.
Zabieram Zuzi Śmierdziela. Takie imię Miłosz nadał pluszowemu królikowi bez
prawego oka i naderwanym uchem. Mała nie pozwala go wyrzucić, ani uprać.
Wrzucam brudnego i cuchnącego pluszaka pod łóżko, mając nadzieję, że o nim
zapomni. Dziewczynka pozbawiona przytulanki, wtula się w moje ramię. Zaciskam
mocno powieki żeby nie płakać nad swoją głupotą. Nie mogę poradzić sobie z
myślą, że mogłem skrzywdzić mojego syna.
Dziecko, które tak wiele wycierpiało, tyle miesięcy walcząc o życie
wśród innych wcześniaków, które nie miały tyle szczęścia. Nie miały ojca,
którego było stać na najlepszą opiekę, ale nie było go stać na okazanie
odrobiny uczucia.
Budzę się rano skulony na brzegu łóżka. Miłosz śpi w poprzek,
a Zuza z głową w nogach i stopami na mojej twarzy. Wstaję cichutko, podchodzę
do łóżeczka, w którym Patryk gaworzy po swojemu próbując włożyć swoje nóżki do
buzi. Macha wesoło rączkami, gdy mnie widzi, tak jakby wczorajszej nocy nic się
nie wydarzyło. Od tego momentu mój poranek wygląda jak każdy inny. Przebieram
małego, karmię go i wkładam do kojca w salonie. Najedzony i zadowolony powraca
do swojej jakże zajmującej czynności – ciągle usiłuje odgryźć sobie palce u
stópek. Widzę jak niewiele ta kruszyna potrzebuje do szczęścia. Sucha pielucha,
jedzenie i …moja miłość. Zaciskam dłonie w pięści, gdy zdaje sobie sprawę jak
wiele miesięcy minęło zanim byłem w stanie dać mu to ostatnie. Chyba
podświadomie obarczałem go winą za jej śmierć. Teraz wreszcie mogę z ręką na
sercu powiedzieć, że kocham całą moją trójkę tak samo. Głaszczę go po okrągłej
buźce, a on cieszy się próbując złapać mnie za palec.
Idę obudzić Miłosza – umiłowanie do snu ma chyba po mnie. W
jego wypadku sprawdza się powiedzenie, że nie ważne, kto spłodził, ale ważne,
kto wychowuje i kocha. Mimo, że nie łączą nas więzy krwi, to jest bardzie mój
niż ustawa przewiduje.
- Wstawaj chłopie, bo spóźnisz się do przedszkola – Miłosz
krzywi się niemiłosiernie i zaciska oczy udając, że mnie nie słyszy.
Siadam na łóżku czekając, aż wreszcie wygramoli się spod
kołdry. Niespodziewanie siada ma moich kolanach zupełnie rozbudzony.
- Tato, tęsknię za mamą – przytula się do mnie z siłą, jakiej
bym się po nim nie spodziewał – Chciałbym żeby tu była – w tym momencie czuję
jak po mojej szyi płyną jego łzy.
- Ja też tęsknię, ale nic na to nie poradzę. Musimy być
silni, bo maluchy nas potrzebują – mam ochotę się popłakać tak na dobre. Czuję
się jakby mi właśnie spadły klapki z oczu i właśnie zrozumiałem jak bardzo
zaniedbywałem swoje dzieci, unikałem bliższego kontaktu jak ognia, nie
przytulałem i nie pocieszałem. Byłem pogrążony w rozpaczy i żałobie, nie
wiedząc, że nie tylko ja cierpię. Oblałem najważniejszy egzamin w moim życiu,
egzamin z ojcostwa.
- Miłoszku chodź na śniadanie. Odwiozę cię do przedszkola.
Odbiorę cię dzisiaj i spędzimy wspólnie popołudnie. Pójdziemy do kina albo na
plac zabaw – próbuje zmienić temat, choć wiem, ze będę musiał wreszcie
porozmawiać z nimi o Gosi.
- Naprawdę? Tak dawno nigdzie mnie nie zabierałeś. – Młody
nieświadomie wpędza mnie w coraz większe poczucie winy.
- Tak, chodź herbata ci stygnie – Miłosz zeskakuje z moich
kolan i biegnie do łazienki. Zerkam jeszcze na rozkrzyżowaną na łóżku Zuzkę.
Wygląda jak mały aniołek z zarumienionymi policzkami i burzą czarnych loczków
wokół okrągłej buźki. Nie mam serca jej budzić, ale zaraz przyjdzie pani
Helenka, miła starsza kobieta, która opiekuje się dzieciakami.
Czuję się dziwnie, gdy przy śniadaniu Miłosz z wielkim
zacięciem opowiada mi o swoich kolegach i koleżankach z przedszkola. Piotrek ma
świetne resoraki, Kasia z dwoma śmiesznymi warkoczykami przynosi najlepsze
babeczki, chociaż dawniej to on takie przynosił, bo mama nie miała sobie
równych, a Grześka i Julka zawsze odbierają tatusiowie. Pomimo, iż jest tylko
dzieckiem zdał sobie sprawę, że sprawił mi przykrość.
- Tatusiu, przepraszam nie chciałem – zacisnąłem pięści na
blacie opierając głowę o szafkę nad zlewem.
Jeżeli zawsze będę tak reagował to wpędzę moje dzieci w
chorobę nerwową.
- W porządku, wszystko w porządku – odwracam się i serce mi
pęka na widok jego załzawionych oczu i trzęsącej się brody. Klękam przy
krześle, na którym siedzi i obejmuję go mocno. Znowu jest wystraszony, ostatnio
albo go ignoruję albo na niego krzyczę. Wspaniały ze mnie ojciec, w chuj
idealny!
Z letargu wyrywa mnie widok moje córki stojącej w drzwiach
kuchni. A jakże ściskającej pod pachą swoją ulubioną zabawkę. Miłosz z jękiem
uderza głową o stół, gdy zobaczył to, co ja.
- No cio? Tata jeść – mała podchodzi do mnie trąc rączkami
zaspane oczka. Sadzam ją na wysokim krześle, daję na śniadanie kaszkę na widok,
której pociąga mnie na wymioty.
- Miłosz pośpiesz się, bo zaraz musimy jechać – popędzam syna
słysząc dzwonek do drzwi.
Wpuszczam do mieszkania panią Helenkę, urocza starsza pani z
wielkim oddaniem opiekuje się moimi dziećmi. Traktuje je jak własne wnuki.
- Dzień dobry Zbyszku – kobieta uśmiecha się do mnie
dobrotliwie klepiąc mnie po plecach.
- Zuza je śniadanie, mały leży spokojnie w salonie, a my z
Miłoszem już wychodzimy. Potem zabiorę go gdzieś. Muszę spędzić z nim trochę
czasu.
- Wreszcie to zrozumiałeś chłopcze. Jeśli będziesz chciał z
kimś porozmawiać to jestem do dyspozycji. Ja wiele przeżyłam i wiele rozumiem…
Nagle zapada ciemność, Znów stoję w
swoim pokoju i trzymam cię za rękę.
- Wiesz Zbyszku jak wtedy zawiodłeś,
ale naprawiłeś swój błąd. Teraz możesz być pewny, że dobrze wychowałeś nasze
dzieci. Miałeś kłopoty, popełniałeś błędy, ale kochałeś je i stanąłeś na
wysokości zadania! Dręczyło cię poczucie winy przez wiele lat, ale czas już o
tym zapomnieć! Teraz przeniesiesz się w inne miejsce, zdecydowanie milsze
wspomnienie, dla nas obojga. Pamiętasz jak się poznaliśmy??
- Jak mógłbym zapomnieć! – Ursynów,
moje pierwsze własne mieszkanie. Krok w dorosłość, pierwszy z wielu.
Przeraża mnie tylko myśl, że będę
musiał przeżywać to, co ten uśmiechnięty osiemnastolatek, burza hormonów i
głowa zaprzątnięta tylko siatkówką i seksem. To chyba zbyt wiele jak dla 67
latka. Chociaż w sumie na zawał nie zejdę, bo w końcu i tak jestem martwy.
Znów to dziwne uczucie zmuszające
mnie do wejścia w ciało śpiącego chłopaka. Uśmiecham się na myśl o tym, co
będziemy wspominać i tym razem wcale nie stawiam oporu.
nie powiem, troszkę się przeraziłam, gdy Zibi potraktował Patryka, jak szmacianą lalkę, na szczęście zrozumiał swój błąd zanim stało się jakieś nieszczęście. strasznie tu smutno, mam nadzieję, że inne wspomnienia będą weselsze.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Zbyszkowi ze po śmierci Gosi tak jakby zamknął się w sobie i dzieci zeszły na dalszy pewnie nie nawet drugi plan. Nie każdy potrafi sobie poradzić ze stratą ukochanej osoby i żyć dalej a swoje żale zostawiać na wieczór wypłakując je do poduszko. Najważniejsze jest to ze Bartman się otrząsnął, dostrzegł to że nie może się tak zachowywać, że dzieciaki go potrzebują w pełnym wymiarze by był ich 100% ojcem a nie tylko w jakimś tam procencie. Ja dzieciaczki już pokochałam, w opowiadaniach mam dziwną słabość od dzieci, w realu już tak powiedzieć nie mogę :P
OdpowiedzUsuńMoże to wyda ci się dziwne(może nawet głupie) ale kiedy Zbyszek tak rzucił Patrykiem z wściekłością a potem zaraz zorientował się co się dzieje i że zachowuje się jak potwór, doskonale wiedziałam co on czuje. Sama dzieci nie posiadam, ale tez kiedyś w obliczu wielkiego zdenerwowania przywaliłam mojemu ukochanemu kociakowi i poczułam się po tym fatalnie i miałam ogromne wyrzuty sumienia. Patryk przecież tak naprawdę nie wiedział dlaczego Zbyszek się tak zachował i wystraszył się go. Dobre że Bartman się ogarnął szybko.
Czekam na te pierwsze wspomnienia Zbyszka kiedy był nieogarniętym nastolatkiem, coś mi mówi ze to może być zabawne :)
Oj Zibi, Zibi. Rozdział świetny! Czekam na dalszą część! Informuj mnie roszę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na pierwszy rozdział na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Całuję, camilla.;*
Każdy w życiu popełnia błędy na których się uczy. Zibiemu było ciężko gdy został sam z trójką małych dzieci. Czekam z niecierpliwością na kolejne wspomnienie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Ohhh. Nie mam słów, żeby opisać to, co czuję w tym momencie.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim chyba chciałabym walnąć Zbyszkowi w twarz za to, jak traktował swojego syna. Niektórzy ludzie zrobiliby WSZYSTKO, żeby mieć dziecko.
Dobrze, ze się opamiętał, bo miałam ochotę coś mu zrobić. Fakt, że czasem jesteśmy zbyt zajęci własnymi problemami, by zauważyć cudze, ale to już przesada. Ciekawe jakie dalsze losy dla niego wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuńJa pierniczę :) Wciągnęłam opowieść w dość szybkim czasie. Powiem tak, dobrze, że Zbychu się ogarnął. Czekam na następne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://siatkarski-aut.blogspot.com/
Ja go tam rozumiem. Mimo iż sama jeszcze dzieci nie mam, to po starciach ze starszym rodzeństwem wiem, jak czasami ciężko wychowuje się dzieci. Tym bardziej, jeśli ma się taki zawód, który praktycznie cały dzień zobowiązuje do siedzenia poza domem. Cóż, najważniejsze, że Zbyszek zrozumiał swój błąd. Bo pomimo częstego wyczerpania, dzieci tak czy siak są wspaniałe i dla ojca najważniejsze. :)) Gośka byłaby z niego dumna!
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że przeczytałaś prolog i I rozdział, więc z chęcią informuję cię o pojawieniu się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńprzeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
całuję, camilla.;*
W sumie to ja go w miarę rozumiem. Wychowywanie dzieci nie należy do łatwych obowiązków , a jeszcze gdy ma się taką pracę a nie inna . Smutne to , ale czekam na kolejne ( mam cichutką nadzieję , że troszkę weselsze :] )
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział :)
nieuchwytna-perwersja.blogspot.com
Chociaż na początku byłam w szoku, to jestem w stanie zrozumieć jego zachowanie. Najważniejsze, że wszystko zrozumiał w porę i naprawił swoje błędy. Dzieci zawsze wszystko widzą. Same cierpiały, a mimo to chciały tylko pomóc tacie. To się nazywa miłość :). Świetne! Czytałam ze łzami w oczach. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na http://zaslugujesz-na-wiecej.blogspot.com/
Jestem w stanie zrozumieć Zbyszka. Śmierć Gosi była dla niego ciężkim przeżyciem. Zajmowanie się domem i dziećmi, a do tego jeszcze treningi mogły na początku sprawiać problemy. Jednak Zbyszek szybko się ogarnął i zaczął ukazywać uczucia swoim dzieciom.
OdpowiedzUsuńChyba rozkleiłam się na dobre...
Pozdrawiam A. ;*
Wizja Zbyszka-Ojca jest dla mnie na sto procent urocza.Jednak niech Ojciec nie zachowuje się jak tyran. Mam tylko nadzieję, że Jego zachowanie wynikało z przemęczenia, lub czegoś innego. Dobrze, że w porę zrozumiał to, że nie warto tak postępować i potrafił sam przed sobą przyznać, że zachował się jak dupek.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to zrobiłaś, ale już na samym początku moje oczy się zaszkliły. Zbychu, nigdy więcej, pamiętaj!
Czekam na więcej, zdecydowanie!
nauczmnie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJedynka.
Matko uwielbiam twoje wszystkie opowiadania, ale to jest jakieś takie inne, bardzo nietypowe i zajebiste :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się więcej :)
Dziku ostro niedoruchany tu jest, a Zibi jaki sen :D
Pozdrawiam i czekam na kolejny :>